Legenda o powstaniu Antwerpii
Legenda
w
tekście wykorzystałem cytaty z dzieł Jacka Kaczmarskiego i Terrego
Pratchetta
Postmodernizm nauczył nas, że kłamstwo jest wszędzie. Bajki, baśnie, mity są czymś innym niż się to nam do tej pory wydawało. Co więcej nauczył nas także, jak opowiadać kłamstwa. Sprawia nam to taką przyjemne, że kłamiemy bez przerwy. Przeinaczamy baśnie i legendy, brudnym paznokciem zdrapujemy fresk historii by sprawdzić co się pod nim kryje, a jeśli prawda nie dorasta do naszych oczekiwań domalowujemy przodkom wąsy i zabawne okulary. Potwory stają się uciśnionymi, rycerze tępymi rzeźnikami, a ich ukochane zwykłymi sprzedajnymi dziewkami. Piękna staje się Bestią.
Nie
przeczę, to ciekawa zabawa i sam oddaję się jej z zaangażowaniem
godnym najbardziej zdeprawowanego cudzołożnika. Są jednak takie
momenty, kiedy legendę opowiedzieć trzeba po bożemu. Choćby
dlatego, aby nawet przez chwilę uwierzyć, że zło jest złem,
dobro dobrem, a odcienie szarości to jedynie wymysł naszych
znudzonych umysłów. Inaczej ta prosta Prawda mogłaby zagubić się
gdzieś w labiryntach fantazji. Dla mnie ten moment właśnie
nadszedł.
Myślę,
że wydarzyło się to późnym wieczorem lub wczesnym porankiem.
Silivius Brabo był wszak rzymskim żołnierzem – na całe
szczęście czasy błędnych rycerzy-kochanków, romantycznych
szaleńców i pacyfistycznych wynaturzeń dopiero wykuwały się w
kuźni Historii. Zamiast tego miał Silvius swoich bezpłciowych,
nudnych bogów i prostego gladiusa, w którego wierzył mocniej, niż
w mieszkańców Panteonu. Co więcej znał łacinę. Zwłaszcza ten
ostatni fakt, pomógł wyostrzyć i naprostować jego umysł. Dlatego
właśnie Silvius wybrał poranek. Przeciwnik z pewnością spał po
wieczornym rabunku i pijatyce, nawet gdyby nie udało się go
zaskoczyć, będzie ociężały i powolny – myślał Rzymianin.
Prosta lecz jak się okazało prawidłowa kalkulacja.
Olbrzym
musiał być potworem. Nie cierpiącym egzystencjalne bóle,
przedstawicielem wymierającego gatunku, niczym główny bohater
„Grendela” Johna Gardnera. Nie był też zwierzęciem – wówczas
bowiem jego czyny byłyby, za sprawą braku świadomości moralnie
obojętnie. Stawiałoby to, (przynajmniej w oczach obrońców praw
zwierząt i aktywistów walczących o byt ginących gatunków) czyn
Silviusa w dość wątpliwym świetle – a tego przecież nie
chcemy. Olbrzym był potworem. Tępym i złym potworem terroryzującym
okoliczną ludność. Mieszkał pod mostem na Skaldzie, w grocie
którą fale rzeki wypłukały w przybrzeżnej skale. Gdy tylko
słyszał tętent kopyt, skrzypienie kół wozu czy tupot nóg
wybiegał ze swego leża, wspinał się na przęsła i stawał na
drodze podróżującego. W prostej barbarzyńskiej mowie tutejszych
wieśniaków, żądał zapłaty za przejazd. Płacić trzeba było w
złocie. Jeśli by kto zapłaty odmawiał, olbrzym chwytał go za
rękę i ciągnął dopóki skóra i mięśnie nie wydawały, miłego
jego uszom plaśnięcia. Śmiał się dziko i rzucał oderwaną dłoń
w nurt Skaldy. Jeśli ktoś próbował stawiać opór, potwór
miażdżył go ciosem pięści.
Nie
wiem skąd Silvius dowiedział się o olbrzymie. Być może przybył
tu z rozkazu swego centuriona, być może postanowił pomścić
zabitego przez olbrzyma przyjaciela, może ulitował się nad losem
jednorękiego kupca, a może skusiła go wyznaczone przez tego
ostatniego, nagroda? Nie ma to zresztą większego znaczenia. Prosty,
ale mądry i dobry wojak, zjawia się nad Skaldą. Okolica jest
wyludniona, fetor bagniska miesza się ze smrodem padliny. Tu i
ówdzie bieleją ludzie kości – w resztkach nadrzecznej mgły
wyglądają naprawdę upiornie. Brabo nie modli się do bogów, jego
usta proszą o pomoc Herkulesa. Człowieka z krwi i kości, który
nie raz stawiał czoła potworom i wychodził z nich zwycięsko
dzięki swej sile. Inni bohaterowie wydają się Silviusowi dziwaczni
– uganiający się za sukienkami Jazon i Tezeusz budzą jego
obrzydzenie, a myśl sprytnym Odysie wywołuje jedynie grymas
pogardy. Tylko Herkules wydaje się Brabie godnym miana
herosa.
Olbrzym nie daje się zaskoczyć. Przerywa rozmyślania Rzymianina i gdy żołnierz wkracza na most, bestia już tam czeka. Jednak proste logiczne myślenie, przynosi efekty – niewyspany i przejedzony potwór jest powolny i ociężały. Walka nie trwa długo. Zapomnijcie o efektownych pchnięciach, zamachach i śmiertelnym tańcu przeciwników. O wszystkim decydują sekundy. Potwór usiłuje zmiażdżyć Brabę ciosem swej pięści, jednak żołnierz odskakuje i wbija miecz w szyję wroga, aż po rękojeść. Ten rzuca się w agonalny szale, brocząc obficie krwią, by wreszcie paść u stóp zwycięzcy. Legenda zbliża się do końca.
Olbrzym nie daje się zaskoczyć. Przerywa rozmyślania Rzymianina i gdy żołnierz wkracza na most, bestia już tam czeka. Jednak proste logiczne myślenie, przynosi efekty – niewyspany i przejedzony potwór jest powolny i ociężały. Walka nie trwa długo. Zapomnijcie o efektownych pchnięciach, zamachach i śmiertelnym tańcu przeciwników. O wszystkim decydują sekundy. Potwór usiłuje zmiażdżyć Brabę ciosem swej pięści, jednak żołnierz odskakuje i wbija miecz w szyję wroga, aż po rękojeść. Ten rzuca się w agonalny szale, brocząc obficie krwią, by wreszcie paść u stóp zwycięzcy. Legenda zbliża się do końca.
Nie
wiem też co stało się z Brabą. Może przepił nagrodę i wydalony
z wojska zginął zagryziony przez wilki w, którymś z flamandzkich
lasów, może uwierzył w Fortunę i zapomniał o swojej prostej
niczym konstrukcja łacińskiego zdania, logice. Wdał się potem w
politykę i wywędrował aż do samej stolicy. Tam jednak porzucony
przez swą kapryśną, boską kochankę zginął od trucizny bądź
sztyletu. A może po prostu poległ w Lesie Teutoburskim od strzały
Germanina, czy później od żarłocznego ognia. Może też (i tego
życzę mu z całego serca) przeżył bitwy, zdrady i potyczki, idąc
za wskazówkami swego prostego umysłu. Ten zaś poprowadził go ku
spokojnej starości. Opuściwszy wojsko Silvius wrócił nad Skaldę,
wziął dużo młodszą żonę (jakąś niezbyt piękną, lecz cycatą
i szeroką w biodrach niewiastę) i dożył późnego wieku,
wieczorami w karczmie przy kubku wina, wspominając swoje młode
lata. Spłodził licznych synów, którzy tutaj nad Skaldą
pobudowali swoja domostwa.
Zanim
jednak dokonał się jego los, Brabo zrobił jedną istotną rzecz.
Stojąc na moście, w promieniach wschodzącego słońca, na krótką
chwilę porzucił swe logiczne myślenie. Po raz pierwszy życiu
zrobił coś zupełnie nieoczekiwanego i z punktu widzenia chłodnego
racjonalizmu, zupełnie niepotrzebnego. Upojony zwycięstwem (a może
tylko zamroczony fetorem bagnisk i olbrzymiego cielska) nie wiedząc
właściwie co czyni, odciął olbrzymią dłoń i rzucił ją w nurt
Skaldy. Zachwyceni bogowie (a oni uwielbiają tego rodzaju widowiska)
ofiarowali mu nieśmiertelność, synowie zaś na pamiątkę czynu
ojca, nową osadę nazwali Antwerpen („rzucona dłoń”).
Legendy i mity są nam niezbędne. Bawimy się nimi, spłycamy je i znieważamy ich bohaterów. Są również potrzebne w swej pierwotnej formie – jeśli nawet nie nam to naszym dzieciom. One muszą uwierzyć w te małe kłamstwa, aby potem potrafiły wierzyć w kłamstwa wielkie. Takie jak sprawiedliwość, dobro czy tolerancję. Jeśli będziecie w Antwerpii pokażcie im pomnik Silviusa. Dzielny żołnierz jest na nim nagi i piękny i bezapelacyjnie triumfujący. Któż by się ośmielał wyznaczać granice jego nieśmiertelności? Bo przecież nie my.
Legendy i mity są nam niezbędne. Bawimy się nimi, spłycamy je i znieważamy ich bohaterów. Są również potrzebne w swej pierwotnej formie – jeśli nawet nie nam to naszym dzieciom. One muszą uwierzyć w te małe kłamstwa, aby potem potrafiły wierzyć w kłamstwa wielkie. Takie jak sprawiedliwość, dobro czy tolerancję. Jeśli będziecie w Antwerpii pokażcie im pomnik Silviusa. Dzielny żołnierz jest na nim nagi i piękny i bezapelacyjnie triumfujący. Któż by się ośmielał wyznaczać granice jego nieśmiertelności? Bo przecież nie my.
0 komentarze: