Dlaczego NIE warto dotować czytelnictwa?
Ostatnio wróciłem, do przeglądania portali dla bibliotekarzy i blogów prowadzonych przez tychże. W sumie całkiem ciekawa rozrywka, tu i ówdzie można znaleźć coś interesującego. Zgrzyt pojawił się przy sprawie dotacji na Świątynię Opatrzności Bożej. No bo jak to, 6 milionów poszło na ten wraży Kościół Katolicki, a mogły je dostać biblioteki. I tu pojawia się moje pytanie: a po co?
Praca bibliotekarza jest naprawdę ciekawa i interesująca. Zawód jak zawód - ma swoje plusy i minusy. Jednak bibliotekarze, jak każda inna grupa społeczna są przekonani o swojej dziejowej misji i potrzebie społeczeństwu. I jak każda z tych grup, niestety się mylą (tak, tak bez kardiochirurgów też da się żyć - dla niektórych będzie to życie krótsze, ale społeczeństwo bez nich nie upadnie). Na różnorakich blogach bibliotekarskich możemy przeczytać peany o tym, jaką to niezwykle ważną rolę odgrywają te placówki kultury w życiu każdego człowieka. Jak to bez nich świat zapadłby się i pogrążył w czarnej dziurze. I jak to kształtują wybory czytelnicze i przyszłe gusta młodych czytelników. Wtórują im politycy (bo to ładnie brzmi oraz dobrze wygląda) i pseudocelebryckie indywidua pokroju Jasia Kapeli, który utyskuje nad tym, że w Polsce zamiast bibliotek buduje się orliki czyli promuje kibolstwo (przypomnijmy, że ów Jaś miał swego czasu bliskie spotkanie z kibolami, z którego wyszedł ze złamaną żuchwą, stąd akurat jego oburzenie, jestem jeszcze w stanie zrozumieć).
A jak jest naprawdę? Ano tak, że promuje się chłam. Niestety, ale to przykra prawda. Drogi bibliotekarzu/bibliotekarko uderz się w pierś, spójrz w lustro i powiedz. Ile razy wypożyczyłeś "Tajemniczy ogród", a ile razy "Harrego Pottera"? Ile razy "Wichrowe wzgórza", a ile razy kolejną powieść Nory Roberts? A jeśli chodzi o literaturę popularną: ilu Twoich czytelników sięgnęło po "Długie pożegnanie", a ilu po "Millenium"? Ilu po "Wenus w futrze", a ilu po "50 twarzy Greya"? Co więcej, jakie książki wykładasz en face wkraczających do biblioteki czytelników (niezależnie czy masz tam półeczkę "Polecamy" czy "Nowości")*?
No tak, już słyszę te głosy oburzenia, że biblioteka przecież nie może pozostawać w tyle. Że musi mieć nowości. Że rozlicza się nas z ilości wypożyczeń, a jak ktoś Greya nie znajdzie, to pójdzie do innej filii**. Że jest przecież dla ludzi, a ludzie chcą, tego czy tamtego. Że trzeba sprostać oczekiwaniom czytelników...Tak? To po co gadki o KSZTAŁTOWANIU gustów, jeśli zwyczajnie mamy im tylko sprostać? I gdzie tu misja, jeśli sami siebie sprowadzamy do roli, podawaczy książek i obsługiwaczy zwolenników chłamu?
Kłamię? Przesadzam? To proszę - Biblioteka Miejska w Trzebnicy zamieściła na swojej stronie listę najbardziej poczytnych książek z ostatniego okresu: KLIK I nie sadzę, żeby gusta trzebniczan, jakoś specjalnie odbiegały od reszty kraju. Fakt, do bibliotek kupuje się także książki wartościowe, to nie ulega wątpliwości - tylko jak wskazują statystyki, mało kto po nie sięga. Żeby zmienić ten stan rzeczy, trzeba by działań daleko wykraczających poza to co biblioteki robią. Trzeba by przemyślanego planu, znacznie głębszej współpracy z lokalną społecznością. I przede wszystkim, analizy księgozbiorów pod kątem jakości, a nie ilości! No, ale po co? Lepiej kupić nową książkę Sylwii Chutnik, Gretkowskiej czy innej Środy bo społecznie zaangażowana i takie ważkie tematy porusza.
Swego czasu Robert Schmidt utyskiwał w czasopiśmie "Science fiction", że fenomen "Harrego Pottera" odbiera czytelników innym pisarzom. Niestety miał sporo racji, niejedno dziecko, uzależnione od "przygód małego czarodzieja" (książki co najwyżej przeciętnej), nie przeczyta już nic co nie będzie podobne, ani tak samo modne. Owszem gdyby to dziecko miało już wyrobiony gust, to sprawa wyglądałaby inaczej. Ale żeby taki stan osiągnąć, trzeba by wcześniej nakarmić je Biblią, mitologią, baśniami (tylko nie w wydaniu disneyowskim!) klasyką literatury dziecięcej czy prostszymi tekstami, które tworzyły naszą kulturę. Do tego jednak nikt się specjalnie nie garnie. Szkoła patrzy na rodziców, rodzice na biblioteki, biblioteki na szkołę, a świat się kręci. I ile potem będziemy mieć nastolatków, spamujących po internecie cytatami z Dawkinsa i nie umiejących zrozumieć, że ktoś kto twierdzi, iż katolicy odrzucają wiarę w śmierć Matki Boskiej, nie powinien w ogóle zabierać głosu w sprawie religii (bo nie ma o niej zwyczajnie pojęcia). I ile nastolatek założy konta na lubimycztać.pl gdzie z ignorancją i pewnością siebie będą wystawiać 1/10 "Panu Tadeuszowi" - bo "trzynastozgłoskowiec za trudny dla niewyrobionego czytelnika"?
Reasumując, jeśli lewicującym bibliotekarzom tak bardzo przeszkadza ta dotacja na Świątynię Opatrzności Bożej, to ja powiem tak: wolę 6 milionów na tego molocha, niż 6 milionów na to, żeby gospodynie domowe miały się nad czym masturbować, a dzieci wyrabiać sobie brak gustu. Ten brzydki budynek nikomu (w przeciwieństwie do złej książki) krzywdy nikomu nie zrobi.
*I tutaj wielkie gratulacje dla moich Kolegów i Koleżanek z WBP im. J. Piłsudskiego w Łodzi, którzy swego czasu, en face czytelnikom wystawili półkę z napisem "Książka na wakacje", a następnie umieścili tam kilkanaście naprawdę ambitnych i wartościowych książek, z klasyką literatury włącznie. Tak się to powinno robić :)
** To akurat zupełnie inny i faktycznie istotny problem.
Nie wydaje mi się, by bibliotekarz miał aż tak kolosalny wpływ na to, co wypożycza czytelnik, naprawdę. Moja babcia pracuje w bibliotece i kontakt z bibliotekami, zarówno od strony pracownika, jak i czytelnika mam od najmłodszych lat i moje zdanie jest krótkie - to wszystko nie jest takie proste. Można organizować sobie spotkania Dyskusyjnego Klubu Książki i wybierać ,,ambitniejsze" tytuły, ale jednak prawda jest taka, że znaczna część ludzi przychodzi do biblioteki szukając łatwej rozrywki i nie można zaprzeczyć, że książki pełnią też funkcję rozrywkową. Mogę czytać sobie opracowania o kulturze dawnych Słowian, klasykę z czasów pozytywizmu czy cokolwiek innego, co w założeniu podpada pod ,,ambitne", ale sięgać też po łatwiejsze książki. To naturalne. Nie jest stwierdzone, czy te same osoby, które przeczytały sado-maso Greya, nie sięgają też po inne, poważniejsze lektury, a Grey po prostu jest popularnym ero odmóżdżaczem, więc wybór pada akurat na niego. Oczywiście, fajnie by było, gdyby ludzie czytali też coś oprócz harlequinów, paranormal romanse, prostych przygodówek i zapychaczy czasu, ale sprawienie tego nie jest takie proste.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą, u nas na regale ,,Nowości" leżą książki, które chyba zaliczają się do ,,ambitnych", na przykład książka o Papuszy.
Właśnie, cały czas piszę słowo ,,ambitne" w cudzysłowie. Nie bez powodu. Definicja książki ambitnej zależy w znacznym stopniu od poglądów danej osoby, dla kogoś ,,Igrzyska śmierci" mogą być cudem, a dla innego tylko przypadkową i mniej udaną kopią ,,Battle Royale". I naprawdę nie wiem, czy seria o Harrym Potterze jest faktycznie gorsza od ,,Tajemniczego ogrodu". Są książki, które są i popularne i dobre i akurat ten cykl do nich się zalicza. Na pewni jest znacznie lepszy od większości paranormal romanse, które TERAZ są na wyżynach popularności.
Ekhem. Harry Potter przyczynił się do sześciokrotnego wzrostu czytelnictwa na świecie, w krytycznym momencie zachęcił do czytania rzesze młodych czytelników. Nie jestem wielką fanką tej serii, ale oddać jej swoje po prostu należy. Gdyby choć połowa książek, po które sięgają młodzi czytelnicy miała równie przemyślaną fabułę, bogaty świat przedstawiony i dobrze skonstruowane postacie, to byłoby pięknie.
Czytadła czysto rozrywkowe zawsze będą w bibliotekach. Jeśli pieniędzy jest mniej, to kupuje się mniej książek, a skoro trzeba kupić ich mniej, to znaczy, że kupi się pewnie te czytadła, których chce większość czytelników, a powazniejsze książki trzeba będzie sobie dopuścić.
Ja nie miałam Internetu, bo we wiosze naszej tylko czarne-białe komputery były, a Internet drogi, kolegów też zbyt wiele nie miałam, tylko babcię bibliotekarkę i mamę polonistkę z przerostem ambicji, która nauczyła mnie czytać w wieku około 4,5 lat, a potem zostawiała mnie u babci, gdy musiała dłużej pracować. I po prostu nie miałam co robić, więc czytałam wszystko, co znajdę. Potem przychodziłam do biblioteki już sama. I to chyba jeden z niewielu sposób, na takie zainteresowanie dziecka literaturą. Nie powiem, że specjalnie dobry.
Dziękuję za długi i rzeczowy komentarz :)
UsuńMoże najpierw zacznę od faktu (bo chyba z tekstu to nie wynikało), że sam jestem bibliotekarzem :) (zarówno z wykształcenia jak i z racji wykonywanego zawodu). Tak więc mam obraz tego jak to wygląda od drugiej strony.
Rzecz jasna, że książki pełnią funkcję rozrywkową, ale i na tym polu możemy dokonać rozróżnienia. Np. większość skandynawskich kryminałów z ich lewicującym zacięciem i przesiąkniętych ideolo jest znacznie bardziej szkodliwa od kryminałów Krajewskiego, które są wolne od takich tanich manipulacji. Podobnie jest w przypadku fantasy - jest Anna Brzezińska i Któryś Tam Z Kolei tom przygód Mrocznego Elfa. Również rozrywka może być na poziomie i myślę, że nie powinniśmy jej tego odbierać.
Z tą ambitnością literatury to nie do końca jest. Bo popatrz, swego czasu w dalekiej Rosji kwitł handel jajami tasiemca, jako specyfiku na odchudzanie. Kupowała to masa ludzi, nawet po ujawnieniu tego faktu przez media. Mimo wszystko nikt przy zdrowych zmysłach nie stwierdzi chyba, że ów lek nie był szkodliwy ;) Tak samo z literaturą, są "eksperci" (jasne, że omylni i często przekupni, ale to jak wszyscy naukowcy), którzy są w stanie wykazać co ambitne nie jest :)
Tak w kwestii wymienionych przez Ciebie tytułów - "50 twarzy..." to jest coś, co moim zdaniem urąga większości standardów literackich. Jeśli wpiszesz w Sieci "opowiadania erotyczne" (najlepiej nie wpisuj tylko uwierz mi na słowo:D) to znajdziesz masę tekstów znacznie lepszych, a do tego darmowych. "Grey" zaś jest jakąś namiastką udającą literaturę, sprzedawaną jako produkt i niestety formującą gusta odbiorców. I to jest prawdziwy problem.
"Igrzyska śmierci" to literatura młodzieżowa. "Battle royale" to film dla dorosłych. Czytałem IŚ i widziałem (dawno temu) BR i z pełną świadomością mówię, że i jedno i drugie w swoje klasie jest naprawdę dobre. IŚ przywróciło mi wiarę w to, że można współcześnie napisać książkę dla młodzieży, o ważnych sprawach, o miłości (i bez mylenia miłości z seksem), o wojnie (bez zbytniego pacyfizmu), o śmierci, o kłamstwach mediów i o wielu innych naprawdę istotnych sprawach.
Nie uważam, że Harry Potter jest złą serią. W kategorii kryminał dla młodych czytelników, to naprawdę dobra pozycja (pozycje). Ale niestety od momentu, kiedy Rowling zamarzyło się pogłębić psychologię postaci, całość zaczęła się sypać. A już wystylizowanie śmierciożerców na nazistów, z teorią rasy, było po prostu niesmaczne. Bądź co bądź nadal czytało się to sprawnie. Zwracał uwagę jednak na trochę inny fakt - obserwuję niepokojący schemat (i niestety sam kiedyś jemu uległem). Czytelnik sięgający zbyt wcześnie po literaturę popularną, ma potem duży problem z przeczytaniem czegoś z dziedziny literatury pięknej. A mogę powiedzieć (nadrabiając braki w tej ostatniej), że mało który twórca literatury popularnej jest w stanie, dorównać z tym z drugiej strony barykady (choć bywają tacy:P).
Musiałem podzielić komentarz na dwie części, bo był za długi:
Usuń"Czytadła czysto rozrywkowe zawsze będą w bibliotekach. Jeśli pieniędzy jest mniej, to kupuje się mniej książek, a skoro trzeba kupić ich mniej, to znaczy, że kupi się pewnie te czytadła, których chce większość czytelników, a powazniejsze książki trzeba będzie sobie dopuścić. " I tutaj moje pytanie - dlaczego? Tak jak zasugerowałem wyżej, wiele bibliotek (jak nie wszystkie) jest rozliczana z ilości czytelników, to jest chore i prowadzi właśnie do patologii. Kolejne pytanie to, to które postawiłem - czy sami siebie (bibliotekarze) sprowadzimy do roli podawaczy książek i schlebiaczy gustom, czy chociaż spróbujemy je kształtować? Na przykład, nie kupując Greya :D
"Ja nie miałam Internetu, bo we wiosze naszej tylko czarne-białe komputery były, a Internet drogi, kolegów też zbyt wiele nie miałam, tylko babcię bibliotekarkę i mamę polonistkę z przerostem ambicji, która nauczyła mnie czytać w wieku około 4,5 lat, a potem zostawiała mnie u babci, gdy musiała dłużej pracować. I po prostu nie miałam co robić, więc czytałam wszystko, co znajdę. Potem przychodziłam do biblioteki już sama. I to chyba jeden z niewielu sposób, na takie zainteresowanie dziecka literaturą. Nie powiem, że specjalnie dobry. " - mimo wszystko jednak chyba wyszło na plus? :) Nie myśl sobie, że ja krytykuję ideę bibliotek jako takich. Zdaję sobie sprawę z ich roli, ale widzę też wiele błędów. Jeśli kampanie wielkich księgarń wciskają ludziom kit, to dlaczego biblioteki nie miałyby stanąć okoniem? ;)
PS. Książka o Papuszy (mimo, że nie czytam biografii) zawsze na propsie ;)
UsuńO, nie miałam pojęcia :) Hm, w takim razie wewnętrzne zróżnicowanie bibliotek jest jednak jeszcze większe, niż przypuszczałam, bo u nas to jednak wygląda nieco inaczej, ale to specyficzna okolica.
UsuńWiesz, muszę to powiedzieć już teraz - jestem ,,lewakiem". Nie wiem, jak dla ,,prawych" wygląda lewak, ale uważam, że aborcja w trzech dopuszczanym obecnie przypadkach powinna być nadal legalna, że każdy ma prawo do wyznawania własnej wiary, że kobieta jest równa mężczyźnie, a przede wszystkim, że najpierw jest się człowiekiem, a dopiero potem mężczyzną czy kobietą, że orientacja seksualna jest czymś, czego się nie wybiera (jako osoba, która wiąże swoją przyszłość zawodową z biologią i ma kontakt z wieloma osobami, którzy siedzą w tematach biologicznych wiem o tym nadzwyczaj dobrze), że religia albo powinna zniknąć ze szkoły i przenieść się z powrotem do sal kościelnych, albo zmienić swoją formę i przekazywać więcej faktycznych treści, bo potem moi koledzy katolicy nie wiedzą, czym są zacheuszki i kiedy odprawiane są nabożeństwa do Serca Jezusowego, albo stać się przedmiotem ,,wiedza o religiach". Aha, no i nie uważam, że to był zamach. A te rzeczy w oczach większości osób czynią mnie już lewakiem, więc z góry ostrzegam. Ostrzegam też o tym, że jestem uczulona na skrajną psychoprawicę (z naciskiem na psycho), bo znam zbyt wiele osób z bojówek PiSu i mam traumę. To tyle.
,,tanie manipulacje" - znowu się zaczyna. Czemu wszędzie i zawsze muszą kryć się jakieś manipulacje. Ręka sama do czoła właśnie mi powędrowała.
Handel ten nie kwitł tylko w Rosji, tylko głównie w USA, a nawet dziś można kupić te tabletki, w zeszłym roku widziałam nawet taką stronę na allegro, gdy przygotowywałam się do prezentacji na biologię, tak swoją drogą.
,,często przekupni, ale to jak wszyscy naukowcy" - tu mnie ścięło. Poważnie. Skąd to przekonanie?
Grey przede wszystkim powstał pierwotnie jako fanfik do ,,Zmierzchu" i nieudolnie jest to zamaskowane. Smutna prawda jest taka, że wiele osób potrzebuje takiej literatury, bo chcą sobie egzzotyczne sado-maso pooglądać, a człowiek ma taką naturę. Inną rzeczą jest to, że ta książka jest szkodliwa, bo sm zostało tam przedstawione w bardzo, bardzo zły sposób i wiele czytelników może sobie uroić, że tak powinna wyglądać relacja.
,,Battle Royale" to przede wszystkim książka, film powstał później, a jeszcze przed filmem powstała manga (obecnie wydaje ją w Polsce Waneko). ,,Igrzyska..." w porównaniu z BR jednak są znacznie gorsze. Jak mam przejmować się losem postaci, które giną w pierwszym tomie, a nie miałam szans ich poznać? Szykowałam się na coś bardziej brutalnego, tak zapowiadały reklamy, a tutaj... Jedynie ostatni tom trylogii przypadł mi do gustu, jedna z ostatnich scen w książce sprawiła, że cała ocena cyklu poszybowała w górę. Niemniej, podobny temat można lepiej przedstawić i właśnie to pokazuje BR, a po nim ciężko już tak się IŚ zachwycać.
Nie wiem, dlaczego wystylizowanie śmierciożerców na nazistów miałoby być niesmaczne. Rowling po prostu chciała zapewne pokazując niedosłownie ideologię ,,czystej krwi" pokazać młodemu czytelnikowi jej bezsensowność. Przesłanie antyfaszystowskie jest tutaj akurat jedną z dobrych rzeczy.
Zazwyczaj nie powinno sięgać się od razu po poważne lektury, trzeba stopniowo odkrywać świat literatury. Ile osób trwale zniechęciło się do książek po kilku lekturach w szkole? Najpierw trzeba pokazać takim osobom, że ksiązki nie gryzą. Potem będą sięgać też po ambitniejsze rzeczy z własnej woli. Kilka osób z mojego otoczenia właśnie tak się do ksiązek przekonywało, zaczynając od Harrego Pottera, idąc przez ,,Igrzyska Śmierci" do ,,Złodziejki książek". To naturalne, że człowiek z podstawówki nie będzie rozsmakowywał się w literaturze pięknej.
UsuńCóż, u nas po prostu pojawiają się te książki, o które proszą czytelnicy. Tak przed laty kupiono na przykład wszystkie książki Sapkowskiego. Co jest złego w sprowadzaniu Greya? Nie mówię, żeby na wszystkich półkach widniały słabe erotyki i inne czytadła, ale trzeba zachować zdrowy rozsądek i nie przegiąć w żadną ze stron. Książki do odpoczynku też są potrzebne. Ja na przykład nie byłabym zadowolona, gdyby w mojej bibliotece nagle pojawiły się same ciężkie dzieła.
Nie wiem, czy wyszło na plus. Internet też mi potem wiele dał. W każdym razie, po ksiązki pewnie sięgnęłabym i tak.
Aha, no i jeszcze jedna kwestia - naprawdę nie każdy jest stworzony do zachwycania się trudnymi książkami. Naprawdę.
Zacznę od środka - mamy dużo wspólnego jak widać. Od kilku lat współpracuję z biologami. Zdanie o naukowcach mam zdecydowanie gorsze niż wtedy kiedy współpracę zaczynałem. Takie życie. A co do biologii i orientacji, mam radę - idź z profesorami biologii na piwo albo na wódkę i zapytaj co tak naprawdę myślą o orientacjach genderach i chorobach. Ciekawe rzeczy można usłyszeć :) (Tak poza tym - jeśli orientacji się nie wybiera to czemu istnieją bliźnięta jednojajowe o różnych orientacjach?)
UsuńA teraz od początku - dla swoich kolegów jesteś zapewne bojówką Palikota ;) Natomiast ustalmy jedną rzecz - od kiedy PiS jest partią prawicową? Od zawsze była to narodowa lewica i nie sądzę, żeby coś w tej kwestii się zmieniło. A to, że są przeciw aborcji czy uważają się za katolików, jeszcze nie czyni z nich prawicy. (Widzisz ja się uczyłem religii w kościele i w szkole, nie widzę żadnej różnicy - więc jak dla mnie powinna zostać w szkole)
"Czemu wszędzie i zawsze muszą kryć się jakieś manipulacje." Taka ludzka natura. W literaturze to rzecz znana od wieków. "Pieśni Osjana" znasz? Teraz stało się, to znacznie bardziej wysublimowane. Zresztą chyba nie czytałaś trylogii Millenium - bo tam spiski prawicy, są na porządku dziennym :D Poza tym radzę też popatrzeć trochę na politykę - ile to afer mieliśmy od dziesięciu lat? Możemy żyć naiwnie, wierząc w przekaz z odbiorników i dobrą wolę polityków, no ale zaklinanie rzeczywistości raczej nie przynosi efektów.
Jedyną dobrą (jak na razie) literaturą piękną na temat bdsm jaką znam jest "Wenus w futrze", ale jeśli twierdzisz że kobieta jest równa mężczyźnie to raczej Ci się nie spodoba. (Swoją drogą zachodzę w głowę, jak utrzymujesz ten pogląd podczas takich imprez jak olimpiady, porównując wyniki mężczyzn i kobiet w tych samych konkurencjach).
Mangę miałem w rękach, jednak odrzuciła mnie kreska. Film mi się podobał, ale co do IŚ, to niestety nie mają ze sobą wiele wspólnego. W ogóle skąd pomysł, że miałaś sie utożsamiać z bohaterami? IŚ są na wskroś prawicowe, raczej nie bazują na emocjach a kilku mądrych przekazach. Film BR wskazał na ciągoty raczej lewicowe (ojciec jednego z bohaterów, ten który popełnia samobójstwo). IŚ wskazują jasno, że komunizm jest gorszy od faszyzmu, stawiają na samodoskonalenie jednostki, kopią w zadek ideę państwa opiekuńczego, dostaje się też pacyfizmowi (piękna scena gdy Katniss wyłapuje kulkę krzycząc o pokoju do robotników), propagują łowiectwo - słowem bardzo dobry i ładnie opakowany przekaz. Emocje nie są potrzebne. To nie "Zmierzch".
Śmierciożercy - totalitaryzm to były prawdziwe śmierci prawdziwych ludzi. W poważnej fantastyce ma rację bytu, tutaj jest to po prostu brak szacunku, dla tych zmarłych. A tak jeszcze, jedno pytanie - dlaczego napisałaś że ideologia czystej krwi ma coś wspólnego z faszyzmem? Faszyści raczej nie wyznawali teorii rasy (chyba, że masz na myśli nazistów, ale różne systemy). Zresztą Rowling nigdzie nie pokazała bezsensu teorii czystej krwi. Ona zwyczajnie nazwała ją złą i skontrastowała z przyjaznymi bohaterami, którzy jej nie wyznają. Gdybym nie wiedział, że takie teorie są raczej głupie, pewnie po Harrym zacząłbym ją wyznawać :D
OdpowiedzUsuńNo niestety, ale nie zgodzę się z tym stopniowaniem lektur. Bez znajomości baśni, mitów i podań nie ma w ogóle po co sięgać do literatury.
No i nie czytasz tego co ja piszę. Literatura rozrywkowa jest potrzebna - ale ta dobra. Sapek, jak Sapek, lewak z niego do potęgi, ale pisze dobrze, można mu pewne rzeczy wybaczyć. Nie mam nic przeciwko. Przeciwko Greyowi jak najbardziej. A zresztą pytanie z innej beczki - przychodzi Ci do biblioteki spora grupka "łysych" i proszą o zakup "Mein kampf". Zakupisz?
"Aha, no i jeszcze jedna kwestia - naprawdę nie każdy jest stworzony do zachwycania się trudnymi książkami. Naprawdę." Przecież powtarzam cały czas - literatura popularna, jest dobra i zła. Kupujmy tę dobrą, nie ulegajmy modzie i dyktaturze rynku.