Jak nie dyskutować w Internetach?
Miałem wątpliwości czy pisać tego posta (bo zaraz posypią się oskarżenia o hejterstwo), ale w końcu skoro w jakimś tam stopniu istnieję sobie w blogosferze (co za nazwa!) to czemu nie?
Pierwszy raz natknąłem się na Anię parę ładnych lat temu. Była wtedy nastolatką i prowadziła swego photobloga. Blogowałem na tym samym portalu i któregoś pięknego dnia trafiłem na jej profil. Przecierałem oczy ze zdumienia - dziewczę naczytało się Nietzschego i było pewne, że zrozumiało go lepiej niż wszyscy dotychczasowi krytycy (tak tak, były takowe wpisy). Uzbrojona w Wolę Mocy ruszyła kształtować blogowy światek. Dodatkowo Ania prowadziła wojnę z katolicyzmem, uczyła pozytywnego myślenia, obśmiewała swoją babcię i gadała do ryżu. Co jeszcze dziwniejsze, zapewniało jej to całe rzesze czytelników (choć to akurat nie powinno mnie dziwić). Miałem kiedyś czelność, poddać w wątpliwość bajdurzenia Ani na temat związku wyznań egipskich i katolicyzmu. Podałem kilka argumentów, ale mój post nie pojawił się na jej blogu. Stwierdzając, że mam do czynienia z jakąś niedojrzałą blogerką dałem sobie z nią spokój. Minęło sporo czasu.
Kilka dni temu przeglądając blogi natrafiłem na coś takiego KLIK. W pierwszym momencie myślałem, że trafiłem na kolejnego bloga z cyklu "nie znam się to się wypowiem" (tekst o Ukrainie rządzi), jednak po głowie chodziło mi cały czas, że ja to już gdzieś widziałem. Przypadkiem wszedłem na notkę pod tytułem
"O bólu dupy Polaków". Poza popisem oikofobii, rzucił mi się w oczy taki cytacik: "Gdzie są Ci wszyscy chodzący do kościoła chrześcijanie którzy kochają bliźniego swego jak siebie samego?". Krótko lecz grzecznie zwróciłem uwagę, że argument jak kulą w płot. Dostałem nie-odpowiedź z "ahahahhaha" i że nie znam Biblii bo tam jest przecież o miłości bliźniego. Dalej zachowując się grzecznie, wybrałem kilka cytatów o potrzebie napominania i zwracania uwagi źle postępującym (Stary i Nowy Testament), wykazując że miłosierdzie nie wyklucza napominania. Tego jednak nasza blogerka pojąć nie potrafi, bo... zwyczajnie nie opublikowała mojego posta :D I wtedy doznałem olśnienia! Ten sam styl, ta sama buta, te same idee - przecież to Ania jak w mordę strzelił! Sporo czasu minęło - nasza blogerka wydała ebooka, w którym poucza ludzi, jak żyć, prawi morały o polityce i społeczeństwie i o zgrozo... uczy w szkole! Do tego trafiła na ranking Kominka (wow uszanowanko).
Niestety, cały czas ma jeden problem - nie umie dyskutować. W ramach podbudowania ego, akceptuje jedynie te komentarze, które są "po linii i na bazie" oraz takie, które można łatwo obśmiać.
Reasumując - jeśli szukasz kolejnego źródła beki, Aniamaluje powinno Ci się spodobać. Jeśli jednak chcesz z kimś wymienić poglądy, zajrzyj w inne miejsce.
PS Tak wiem.... Ja tylko zazdroszczę jej rankingu Kominka. To przykre :(
Pierwszy raz natknąłem się na Anię parę ładnych lat temu. Była wtedy nastolatką i prowadziła swego photobloga. Blogowałem na tym samym portalu i któregoś pięknego dnia trafiłem na jej profil. Przecierałem oczy ze zdumienia - dziewczę naczytało się Nietzschego i było pewne, że zrozumiało go lepiej niż wszyscy dotychczasowi krytycy (tak tak, były takowe wpisy). Uzbrojona w Wolę Mocy ruszyła kształtować blogowy światek. Dodatkowo Ania prowadziła wojnę z katolicyzmem, uczyła pozytywnego myślenia, obśmiewała swoją babcię i gadała do ryżu. Co jeszcze dziwniejsze, zapewniało jej to całe rzesze czytelników (choć to akurat nie powinno mnie dziwić). Miałem kiedyś czelność, poddać w wątpliwość bajdurzenia Ani na temat związku wyznań egipskich i katolicyzmu. Podałem kilka argumentów, ale mój post nie pojawił się na jej blogu. Stwierdzając, że mam do czynienia z jakąś niedojrzałą blogerką dałem sobie z nią spokój. Minęło sporo czasu.
Kilka dni temu przeglądając blogi natrafiłem na coś takiego KLIK. W pierwszym momencie myślałem, że trafiłem na kolejnego bloga z cyklu "nie znam się to się wypowiem" (tekst o Ukrainie rządzi), jednak po głowie chodziło mi cały czas, że ja to już gdzieś widziałem. Przypadkiem wszedłem na notkę pod tytułem
"O bólu dupy Polaków". Poza popisem oikofobii, rzucił mi się w oczy taki cytacik: "Gdzie są Ci wszyscy chodzący do kościoła chrześcijanie którzy kochają bliźniego swego jak siebie samego?". Krótko lecz grzecznie zwróciłem uwagę, że argument jak kulą w płot. Dostałem nie-odpowiedź z "ahahahhaha" i że nie znam Biblii bo tam jest przecież o miłości bliźniego. Dalej zachowując się grzecznie, wybrałem kilka cytatów o potrzebie napominania i zwracania uwagi źle postępującym (Stary i Nowy Testament), wykazując że miłosierdzie nie wyklucza napominania. Tego jednak nasza blogerka pojąć nie potrafi, bo... zwyczajnie nie opublikowała mojego posta :D I wtedy doznałem olśnienia! Ten sam styl, ta sama buta, te same idee - przecież to Ania jak w mordę strzelił! Sporo czasu minęło - nasza blogerka wydała ebooka, w którym poucza ludzi, jak żyć, prawi morały o polityce i społeczeństwie i o zgrozo... uczy w szkole! Do tego trafiła na ranking Kominka (wow uszanowanko).
Niestety, cały czas ma jeden problem - nie umie dyskutować. W ramach podbudowania ego, akceptuje jedynie te komentarze, które są "po linii i na bazie" oraz takie, które można łatwo obśmiać.
Reasumując - jeśli szukasz kolejnego źródła beki, Aniamaluje powinno Ci się spodobać. Jeśli jednak chcesz z kimś wymienić poglądy, zajrzyj w inne miejsce.
PS Tak wiem.... Ja tylko zazdroszczę jej rankingu Kominka. To przykre :(
PS2 Tak żeby Ania nie wpadła czasem na pomysł skasowania komentarzy mały screen:
0 komentarze: