Biedny leming i kandyzacja Papaja
Trzecia część historii Janusza Leminga, podobnie jak poprzednia w nieco bardziej żartobliwym tonie
.
"No i co mohery, zbieracie już kremówki na kandyzację Papaja?!" Wklepał Janusz na fejsbukowe forum "Jan Paweł II - na zawsze w naszych sercach". Zatarł ręce i czekał, wpatrując się w monitor. Kilkanaście sekund później komputer zaświergotał, wyświetlając powiadomienie o banie.
"Cooooo??? Noż kurwa, wyrabiają się dewoty jebane" pomyślał wyraźnie zdegustowany.
- Odejdziesz wreszcie od tego fejsbuka? Spóźnimy się na pociąg, a chcę iść jeszcze na plażę - Marzena najwyraźniej nie była zadowolona z internetowej działalności swojego chłopaka.
- Tak kochanie - odpowiedział Janusz rzucając w myślach potok przekleństw. Od czasu słynnej wpadki na placu Zbawiciela, jego pozycja w związku wyraźnie osłabła. Marzena groziła mu rozstaniem więc robił wszystko, aby ją udobruchać. Wprawdzie już dawno obiecywał sobie, że ją rzuci, ale jak przyszło co do czego, doszedł do wniosku, że nie się co śpieszyć. W końcu nie było mu tak źle.Niestety sprawy przybrały niezbyt ciekawy obrót, jeszcze wyjazd na pierwszy od pięciu lat dwutygodniowy urlop jakoś przetrawił. Nie było tak źle, dziewczyna w ramach przeprosin, zażyczyła sobie wczasy. Z początku obawiał się, że będzie musiał płacić za jakąś Turcję czy inne Kanary, ale dziewczyna jak sama powiedziała, "bała się Kebabów" więc poprzestali na Łebie. Mina mu nieco zrzedła, gdy zobaczył rachunek za hotel, ale cóż było robić? Zresztą Łeba nie była taka zła - codziennie wylegiwał się na plaży, by wieczorem upić się Żubrem (nic na poziomie tu nie mieli) w ogródku jednej z tutejszych knajp. Gorzej bo Marzenie, albo odeszła ochota na seks, albo po zwyczajnie go dręczyła. Miał jednak nadzieję, że niebawem okres pokuty się skończy i wrócą do dawnych, normalnych relacji. Czekał go jeszcze najgorszy sprawdzian - obiad u rodziców dziewczyny. Na samą myśl, o siedzeniu wśród całej rodzinki, chcącej poznać "narzeczonego Marzenki" aż cierpła mu skóra. "A może ona zapomniała?" przeszło mu nagle przez myśl "Już dawno o tym nie wspominała"
- Mam nadzieję, że pamiętasz o dzisiejszym popołudniu? - zapytała dziewczyna jakby czytając w jego głowie.
- Marzena, czy to naprawdę konieczne? - westchnął gramoląc się z łóżka - Będzie po długiej podróży, zmęczeni. Wiesz... nie chciałbym źle wypaść.
Widząc minę dziewczyny, poczuł się jak filmowy antyterrorysta, który właśnie wpatruje się licznik tykającej bomby.
- No..... wiesz.... chciałem zrobić dobre wrażenie... na przyszłych teściach - uśmiechnął się głupio.
Saper przeciął niebieski przewód.
- Janusz... - wycedziła Marzena - Nawet nie myśl o tym, żeby się wymigać. Nawet nie próbuj.
Saper wstrzymał oddech.
- Dobrze kochanie - chłopak przywołał sztuczny uśmiech.
- No! - Marzena pogroziła mu palcem - Zobaczysz nie będzie źle. Zostaniemy tam do poniedziałku. I mam taki pomysł - uśmiechnęła się zalotnie - dam ci w moim dziecinnym pokoju. Będzie fajnie zobaczysz!
Licznik zatrzymał się i zgasł. Uwolnieni zakładnicy skakali z radości, a saper ocierał pot z czoła. Niewiele brakowało.
***
-Och! Marzenko! Aleś się opaliła! - kobieta o gabarytach Cara puszki wytoczyła się zza drzwi i chwyciła Marzenę w stalowy uścisk.
"O kurwa... Boże spraw, żeby to nie było genetyczne" Janusz modlił się myślach, po raz pierwszy od kilku lat.
- A kogóż my tu mamy? - przyszła teściowa spojrzała na chłopaka - No proszę, proszę aleś sobie przystojniaka znalazła. Nie no, córuchna, dużo ładniejszy od tego poprzedniego - to powiedziawszy rzuciła się na Janusza i pomiędzy trzema pocałunkami w policzek wydyszała: Grażyna Kowalska.
- Janusz Leeeeeeming - odpowiedział z trudem łapiąc oddech.
- Co to niby za nazwisko, hę? - rozległo się z głębi pokoju - Nie przypadkiem żydowskie?
- Niech tata da spokój - odezwał się ktoś inny - No już wchodźcie, wchodźcie, nie stójta tak. Sąsiad franca pewnie patrzy przez judasza - w drzwiach pojawił się zażywny jegomość, o jajkowatej czerwonej twarzy - Zenek jestem! - podał Januszowi spoconą dłoń i wciągnął chłopaka do środka.
.
"No i co mohery, zbieracie już kremówki na kandyzację Papaja?!" Wklepał Janusz na fejsbukowe forum "Jan Paweł II - na zawsze w naszych sercach". Zatarł ręce i czekał, wpatrując się w monitor. Kilkanaście sekund później komputer zaświergotał, wyświetlając powiadomienie o banie.
"Cooooo??? Noż kurwa, wyrabiają się dewoty jebane" pomyślał wyraźnie zdegustowany.
- Odejdziesz wreszcie od tego fejsbuka? Spóźnimy się na pociąg, a chcę iść jeszcze na plażę - Marzena najwyraźniej nie była zadowolona z internetowej działalności swojego chłopaka.
- Tak kochanie - odpowiedział Janusz rzucając w myślach potok przekleństw. Od czasu słynnej wpadki na placu Zbawiciela, jego pozycja w związku wyraźnie osłabła. Marzena groziła mu rozstaniem więc robił wszystko, aby ją udobruchać. Wprawdzie już dawno obiecywał sobie, że ją rzuci, ale jak przyszło co do czego, doszedł do wniosku, że nie się co śpieszyć. W końcu nie było mu tak źle.Niestety sprawy przybrały niezbyt ciekawy obrót, jeszcze wyjazd na pierwszy od pięciu lat dwutygodniowy urlop jakoś przetrawił. Nie było tak źle, dziewczyna w ramach przeprosin, zażyczyła sobie wczasy. Z początku obawiał się, że będzie musiał płacić za jakąś Turcję czy inne Kanary, ale dziewczyna jak sama powiedziała, "bała się Kebabów" więc poprzestali na Łebie. Mina mu nieco zrzedła, gdy zobaczył rachunek za hotel, ale cóż było robić? Zresztą Łeba nie była taka zła - codziennie wylegiwał się na plaży, by wieczorem upić się Żubrem (nic na poziomie tu nie mieli) w ogródku jednej z tutejszych knajp. Gorzej bo Marzenie, albo odeszła ochota na seks, albo po zwyczajnie go dręczyła. Miał jednak nadzieję, że niebawem okres pokuty się skończy i wrócą do dawnych, normalnych relacji. Czekał go jeszcze najgorszy sprawdzian - obiad u rodziców dziewczyny. Na samą myśl, o siedzeniu wśród całej rodzinki, chcącej poznać "narzeczonego Marzenki" aż cierpła mu skóra. "A może ona zapomniała?" przeszło mu nagle przez myśl "Już dawno o tym nie wspominała"
- Mam nadzieję, że pamiętasz o dzisiejszym popołudniu? - zapytała dziewczyna jakby czytając w jego głowie.
- Marzena, czy to naprawdę konieczne? - westchnął gramoląc się z łóżka - Będzie po długiej podróży, zmęczeni. Wiesz... nie chciałbym źle wypaść.
Widząc minę dziewczyny, poczuł się jak filmowy antyterrorysta, który właśnie wpatruje się licznik tykającej bomby.
- No..... wiesz.... chciałem zrobić dobre wrażenie... na przyszłych teściach - uśmiechnął się głupio.
Saper przeciął niebieski przewód.
- Janusz... - wycedziła Marzena - Nawet nie myśl o tym, żeby się wymigać. Nawet nie próbuj.
Saper wstrzymał oddech.
- Dobrze kochanie - chłopak przywołał sztuczny uśmiech.
- No! - Marzena pogroziła mu palcem - Zobaczysz nie będzie źle. Zostaniemy tam do poniedziałku. I mam taki pomysł - uśmiechnęła się zalotnie - dam ci w moim dziecinnym pokoju. Będzie fajnie zobaczysz!
Licznik zatrzymał się i zgasł. Uwolnieni zakładnicy skakali z radości, a saper ocierał pot z czoła. Niewiele brakowało.
***
-Och! Marzenko! Aleś się opaliła! - kobieta o gabarytach Cara puszki wytoczyła się zza drzwi i chwyciła Marzenę w stalowy uścisk.
"O kurwa... Boże spraw, żeby to nie było genetyczne" Janusz modlił się myślach, po raz pierwszy od kilku lat.
- A kogóż my tu mamy? - przyszła teściowa spojrzała na chłopaka - No proszę, proszę aleś sobie przystojniaka znalazła. Nie no, córuchna, dużo ładniejszy od tego poprzedniego - to powiedziawszy rzuciła się na Janusza i pomiędzy trzema pocałunkami w policzek wydyszała: Grażyna Kowalska.
- Janusz Leeeeeeming - odpowiedział z trudem łapiąc oddech.
- Co to niby za nazwisko, hę? - rozległo się z głębi pokoju - Nie przypadkiem żydowskie?
- Niech tata da spokój - odezwał się ktoś inny - No już wchodźcie, wchodźcie, nie stójta tak. Sąsiad franca pewnie patrzy przez judasza - w drzwiach pojawił się zażywny jegomość, o jajkowatej czerwonej twarzy - Zenek jestem! - podał Januszowi spoconą dłoń i wciągnął chłopaka do środka.
***
- A co to jakieś święto? - wyrwało się Januszowi gdy zobaczył odświętnie udekorowany stół i morze kwiatów wokół jakiegoś ginącego wśród liści portretu.
Zapadła cisza. Oczy wszystkich zwróciły się na Janusza.
- Czy powiedziałem coś nie tak? - brnął dalej chłopak.
- Córuś... czy on... - spytała płaczliwie matka - nie jest przypadkiem ateistą?
- Nie no skąd! - wyrwał się Janusz, czując że sytuacja wymyka się spod kontroli - Jestem wierzący.
- To dlaczego on nie wie, że dziś jest kanonizacja Papieża-Polaka? - Grażyna zwracała się bezpośrednio do córki.
- Aaaaaaaa kandy...kanonizacja! No oczywiście! O bożym świecie zapomniałem na tym urlopie, co nie Marzena? - roześmiał się wylewnie.
Niewiele to jednak pomogło. Matka sondowała córkę uważnym spojrzeniem:
- Co to ma niby znaczyć?
- Zaraz, zaraz - z drugiego pokoju wyszedł starszy mężczyzna podpierając się laską - Ja cię młody człowieku znam! - Janusz poznał głos, który pytał przy wejściu o jego nazwisko.
- Eeee... tak? - spytał zdezorientowany.
- Wnuczek pokazał mi cię w internetach, na tej anty... tfu...pedalskiej demonstracji!
Janusz poczuł, że podłoga zaczyna się zmieniać w lawę. Przestępował z miejsca na miejsce i dukał coś pod nosem.
- Naprawdę? - pan Zenon wybałuszył oczy - Marzenko, nie mówiłaś, że on taki zaangażowany! I to po właściwej stronie!
- No właśnie! - pani Grażyna aż promieniała z zachwytu.
Janusz odetchnął z ulgą i uśmiechał się głupi.
- No... tak... to... prawda. Jestem zaangażowany, ale to nic wielkiego... Taka mała akcja...
- Od czegoś trzeba zacząć! - dziadek klepnął go w plecy, aż Januszowi pociemniało przed oczami.
- No siadajcie do stołu! Mielone już gotowe! - pani Grażynka przerwała krępującą rozmowę.
- A co to jakieś święto? - wyrwało się Januszowi gdy zobaczył odświętnie udekorowany stół i morze kwiatów wokół jakiegoś ginącego wśród liści portretu.
Zapadła cisza. Oczy wszystkich zwróciły się na Janusza.
- Czy powiedziałem coś nie tak? - brnął dalej chłopak.
- Córuś... czy on... - spytała płaczliwie matka - nie jest przypadkiem ateistą?
- Nie no skąd! - wyrwał się Janusz, czując że sytuacja wymyka się spod kontroli - Jestem wierzący.
- To dlaczego on nie wie, że dziś jest kanonizacja Papieża-Polaka? - Grażyna zwracała się bezpośrednio do córki.
- Aaaaaaaa kandy...kanonizacja! No oczywiście! O bożym świecie zapomniałem na tym urlopie, co nie Marzena? - roześmiał się wylewnie.
Niewiele to jednak pomogło. Matka sondowała córkę uważnym spojrzeniem:
- Co to ma niby znaczyć?
- Zaraz, zaraz - z drugiego pokoju wyszedł starszy mężczyzna podpierając się laską - Ja cię młody człowieku znam! - Janusz poznał głos, który pytał przy wejściu o jego nazwisko.
- Eeee... tak? - spytał zdezorientowany.
- Wnuczek pokazał mi cię w internetach, na tej anty... tfu...pedalskiej demonstracji!
Janusz poczuł, że podłoga zaczyna się zmieniać w lawę. Przestępował z miejsca na miejsce i dukał coś pod nosem.
- Naprawdę? - pan Zenon wybałuszył oczy - Marzenko, nie mówiłaś, że on taki zaangażowany! I to po właściwej stronie!
- No właśnie! - pani Grażyna aż promieniała z zachwytu.
Janusz odetchnął z ulgą i uśmiechał się głupi.
- No... tak... to... prawda. Jestem zaangażowany, ale to nic wielkiego... Taka mała akcja...
- Od czegoś trzeba zacząć! - dziadek klepnął go w plecy, aż Januszowi pociemniało przed oczami.
- No siadajcie do stołu! Mielone już gotowe! - pani Grażynka przerwała krępującą rozmowę.
***
- Było pyszne - chwalił obiad Janusz, odsuwając od siebie pusty talerz. W zasadzie to nawet nie kłamał. Już dawno nie jadł mielonego, z mizerią i tłuczonymi kartoflami i co zaskoczyło jego samego, zaczął tęsknić za tymi smakami. No wprawdzie nie było to sushi, ale...
- Bardzo dziękuję - uśmiechnęła się pani Grażynka promieniejąc.
- To ja mamo, wyjdę zapalić - odezwał się siedzący obok Marzeny chłopak z kilkoma dredami na głowie. Janusz wiedział, że to Adam młodszy brat jego dziewczyny, wokalista jakiegoś lokalnego zespołu. Chłopa uważany był za zakałę rodziny - Janusz idziesz też?
- Rzuciłbyś to wreszcie, cholero! - pani Grażynka opanowało do perfekcji trudną sztukę przechodzenia z jednej emocji w drugą - I jeszcze innych chcesz truć, nierobie!
- Ja nie palę - Janusz uderzył się w pierś - ale chętnie odetchnę świeżym powietrzem!
- Strasznie tam co? - zapytał młody gdy znaleźli przed blokiem.
- Eeee... nie tak źle...
- Dobra, dobra przy mnie nie musisz kłamać. Zresztą mam coś na rozluźnienie atmosfery - wyciągnął zza pazuchy dillerkę i zaczął skręcać jointa.
- Wow... człowieku! Wieki całe nie jarałem, z nieba mi spadasz - rozpromienił się Janusz.
Pogrążyli się w błogiej rozmowie o niczym i obłokach słodkawego dymu.
- Tego było mi trzeba - westchnął Janusz, obserwując jak faluje pobliska asfaltowa droga. Naraz coś do niego dotarło:
- Zaraz... kurwa co to jest? Zwykła gandzia tak nie kopie! - zapytał wystraszony.
- Dodałem tu co nieco - uśmiechnął się Adam - Łatwiej zniesiesz tę całą kanonizację?
- O czym ty mówisz? - zapytał przerażony.
- Adammmmmm!!!! Na górę natychmiast!!!! - pan Zenek ryknął z okna - Spóźnimy się do kościoła!!!!
"To się nie dzieje, to się nie dzieje" powtarzał chwilę później w myślach Janusz, usiłując trafić palcem w przycisk przywołujący windę.
- Ja nie palę - Janusz uderzył się w pierś - ale chętnie odetchnę świeżym powietrzem!
- Strasznie tam co? - zapytał młody gdy znaleźli przed blokiem.
- Eeee... nie tak źle...
- Dobra, dobra przy mnie nie musisz kłamać. Zresztą mam coś na rozluźnienie atmosfery - wyciągnął zza pazuchy dillerkę i zaczął skręcać jointa.
- Wow... człowieku! Wieki całe nie jarałem, z nieba mi spadasz - rozpromienił się Janusz.
Pogrążyli się w błogiej rozmowie o niczym i obłokach słodkawego dymu.
- Tego było mi trzeba - westchnął Janusz, obserwując jak faluje pobliska asfaltowa droga. Naraz coś do niego dotarło:
- Zaraz... kurwa co to jest? Zwykła gandzia tak nie kopie! - zapytał wystraszony.
- Dodałem tu co nieco - uśmiechnął się Adam - Łatwiej zniesiesz tę całą kanonizację?
- O czym ty mówisz? - zapytał przerażony.
- Adammmmmm!!!! Na górę natychmiast!!!! - pan Zenek ryknął z okna - Spóźnimy się do kościoła!!!!
"To się nie dzieje, to się nie dzieje" powtarzał chwilę później w myślach Janusz, usiłując trafić palcem w przycisk przywołujący windę.
***
- To będzie piękna uroczystość, zobaczycie! - pani Grażynka uśmiechała się promiennie - Zenek co ty tam do cholery robisz!
- Uh..ff..f..eg... - pan Zenek sapał nad paskiem od spodni - Ledwo się w to mieszczę!
- Trzeba było więcej piwska żłopać - sapnęła jego żona.
- Yyyy a dziadek się nie wybiera? - zapytał Janusz, próbując rozładować atmosferę.
Starszy pan chwycił laskę i zagrzmiał:
- Dopóki ksiądz będzie przodem do ludzi, moja noga tam nie postanie! - wrzasnął.
- Nie przejmuj się nim - machnęła ręką pani Grażynka, gdy byli już w drodze - dziadek jest taki konserwatywny, nie ta epoka!
Januszowi poprawił się humor - narkotyk działał, więc powinien znieść jakoś tę kanonizację. "Klęknij, wstań, usiądź i będzie nagroda" pomyślał patrząc na Marzenę. Objął dziewczynę.
- Jak pięknie razem wyglądacie - pani Grażynka złożyła ręce - Myśleliście o ślubie? - spytała konfidencjonalnie.
- W przyszłą Wielkanoc - rzucił niewiele myśląc uśmiechnięty Janusz.
- Tooooo...wspanialeeeee!!! - pani Grażynka omal nie rzuciła mu się na szyję, najwyraźniej nie dostrzegając przerażonej miny swojej córki.
Byli już pod kościołem - dużą betonową budowlą przypominającą nieco wojskowy hangar, z zatkniętym na dachu złotym krzyżem. Nad wejściem rozpięto zaś transparent z napisem "Gdyby Chrystus nie zmartwychwstał nie byłoby kanonizacji Jana Pawła II", zaś z boku ustawiono olbrzymią plastikową figurę Jana Pawła II pomalowaną na złoto.
- Łoooo kur...de... - wydukał Janusz gdy stanął przed trzymetrowym posągiem - Mają rozmach...e....ee...no.
- Prawda, że piękny? - spytała pani Grażynka i nie czekając na odpowiedź pociągnęła Janusz do środka.
Widok wnętrza świątyni nieco, chłopaka zaskoczył. Zamiast ławek rozstawiono plastikowe krzesła, po bokach zaś stały manekiny przybrane w jakieś kolorowe stroje. Z dachu zwisały kolorowe wstęgi materiału, na których jakaś artystyczna ręka wymalowała esy i floresy. Pod sufitem umieszczono olbrzymi telebim. Na ołtarzu znajdującym się w środku świątyni, nie było krzyża - zamiast niego stał portret papieża z elektronicznym zegarem odliczającym czas do tyłu. Ubrany w garnitur ksiądz siedział założywszy nogę na nogę i obserwował schodzących się parafian. Nie było ich jednak zbyt wielu, jak na tak duże miasto. Janusz spodziewał się tłumów, tymczasem w kościele zgromadziła się ledwie garstka wiernych.
- Uh..ff..f..eg... - pan Zenek sapał nad paskiem od spodni - Ledwo się w to mieszczę!
- Trzeba było więcej piwska żłopać - sapnęła jego żona.
- Yyyy a dziadek się nie wybiera? - zapytał Janusz, próbując rozładować atmosferę.
Starszy pan chwycił laskę i zagrzmiał:
- Dopóki ksiądz będzie przodem do ludzi, moja noga tam nie postanie! - wrzasnął.
- Nie przejmuj się nim - machnęła ręką pani Grażynka, gdy byli już w drodze - dziadek jest taki konserwatywny, nie ta epoka!
Januszowi poprawił się humor - narkotyk działał, więc powinien znieść jakoś tę kanonizację. "Klęknij, wstań, usiądź i będzie nagroda" pomyślał patrząc na Marzenę. Objął dziewczynę.
- Jak pięknie razem wyglądacie - pani Grażynka złożyła ręce - Myśleliście o ślubie? - spytała konfidencjonalnie.
- W przyszłą Wielkanoc - rzucił niewiele myśląc uśmiechnięty Janusz.
- Tooooo...wspanialeeeee!!! - pani Grażynka omal nie rzuciła mu się na szyję, najwyraźniej nie dostrzegając przerażonej miny swojej córki.
Byli już pod kościołem - dużą betonową budowlą przypominającą nieco wojskowy hangar, z zatkniętym na dachu złotym krzyżem. Nad wejściem rozpięto zaś transparent z napisem "Gdyby Chrystus nie zmartwychwstał nie byłoby kanonizacji Jana Pawła II", zaś z boku ustawiono olbrzymią plastikową figurę Jana Pawła II pomalowaną na złoto.
- Łoooo kur...de... - wydukał Janusz gdy stanął przed trzymetrowym posągiem - Mają rozmach...e....ee...no.
- Prawda, że piękny? - spytała pani Grażynka i nie czekając na odpowiedź pociągnęła Janusz do środka.
Widok wnętrza świątyni nieco, chłopaka zaskoczył. Zamiast ławek rozstawiono plastikowe krzesła, po bokach zaś stały manekiny przybrane w jakieś kolorowe stroje. Z dachu zwisały kolorowe wstęgi materiału, na których jakaś artystyczna ręka wymalowała esy i floresy. Pod sufitem umieszczono olbrzymi telebim. Na ołtarzu znajdującym się w środku świątyni, nie było krzyża - zamiast niego stał portret papieża z elektronicznym zegarem odliczającym czas do tyłu. Ubrany w garnitur ksiądz siedział założywszy nogę na nogę i obserwował schodzących się parafian. Nie było ich jednak zbyt wielu, jak na tak duże miasto. Janusz spodziewał się tłumów, tymczasem w kościele zgromadziła się ledwie garstka wiernych.
Zajęli miejsca tuż przed ołtarzem i właśnie wtedy ksiądz wstał i podszedł do mikrofonu:
- Ekhmm... myślę, że możemy już zaczynać! Witam wszystkich na tym wiekopomnym wydarzeniu! Na wstępie chciałbym przypomnieć, że Jan Paweł II był papieżem wszystkich ludzi, niezależnie od wyznania, koloru skóry czy orientacji seksualnie! I to hasło będzie towarzyszyło naszym obchodom! Zacznijmy od części artystycznej. Nie będzie zamykać w się tradycyjnym rozumieniu wielbieniu Boga i jego namiestnika. Przed państwem nasz parafialny zespół taneczny! Przypomni nam, że już starożytni Izraelici wielbili Jahwe tańcem.
Z głośników rozległ się dyskotekowy hit do głównej nawy wbiegła grupa młodych dziewczyn, ubrana w zwiewne różowe sukienki. Krążyły pomiędzy ołtarzem a wiernymi, kręcąc się i wypinając.
- Ejjjj... to jest super! - szepnął Janusz do Marzeny - Czemu my nie chodzimy do kościoła co?
Dziewczyna przyjrzała mu się zaskoczona
- Co ty masz takie oczy czerwone?
- Oj tam... patrz lepiej tam - ofuknął ją chłopak.
Część artystyczna zbliżała się do końca.
- Brawo, brawo! Tak wygląda nowoczesny chrześcijanin! - przemówił ksiądz - Jest wesoły i otwarty! Jak nasz papież! A co do otwartości...to powitajmy naszego specjalnego gościa, pana Abdula, imama z warszawskiego meczetu! Podzieli się on z nami, przemyśleniami na temat islamu i tego, że tak naprawdę wierzymy w tego samego Boga! Brawo!
Ciemnoskóry mężczyzna, który pojawił się obok księdza, niestety nie mówił ani po polsku, ani po angielsku. Przez następne pół godziny, przemawiał do zgromadzonych w swoim rdzennym języku. Janusz zaczynał się już nudzić, gdy Arab skłonił się i wrócił na miejsce.
- Bardzo dziękujemy za te mądre słowa o religii pokoju jaką jest Islam! - rzucił wesoło ksiądz - Niestety, teraz parę słów o rzeczach smutnych. Chcieliśmy zaprosić tu do nas przedstawicieli innych wyznań, ale... - westchnął - prawosławny biskup wyzwał nas od heretyków, ewangelicki kaznodzieja miał akurat spotkanie zarządu swojej firmy, a na cadyka nie było nas stać. Łączymy się jednak z nimi w duchu! To nic, to naprawdę nic. Znacznie gorsze rzeczy dzieją się na naszym podwórku i aby o tym przypomnieć, postanowiliśmy zaprosić tu ofiarę brunatnego katolicyzmu, księdza Lemańskiego! Ksiądz ma wprawdzie zakaz publicznych wypowiedzi, ale za to pomacha do nas ręką.
- Wow... Lemański!!! Braaaaaawooooo!!!!! My zawsze za księdzem!!!! - wyrwał się Janusz.
- Proszę, proszę cóż za entuzjazm! - ksiądz prowadzący dostrzegł reakcję chłopaka - Zapraszamy tu do nas! Może podzieli się pan z nami jakimiś przemyśleniami.
"A co mi tam! Idę!" Janusz wstał i walcząc z falującą podłogą ruszył do mikrofonu:
- Dziękuję wam wszystkim! - powiedział - Dziękuję za to co tu zobaczyłem! Dzięki wam odnalazłem swoje miejsce w Kościele. Tu właśnie zrozumiałem, że kościół jest otwarty, nawet na mnie! To wspaniałe. Marzena dziękuję, że mnie tu przyprowadziłaś! Kocham Cię!!!
Ksiądz otarł łzy wzruszenia i powiedział:
- To naprawdę piękne zobaczyć tak wspaniałe owoce swojej pracy! Ale my tu gadu gadu, a kanonizacja lada moment - wskazał na odliczający w tył zegar - Zaczynajmy!
Z głośników rozległo się "The final countdown" The Europe, a zawieszony pod sufitem telebim zaświecił się ukazując plac świętego Piotra. W momencie gdy zegar wskazał zero, rozległ się huk, spod portretu papieża zaczęły sypać się iskry, a po chwili zgasło światło. Wnętrze kościoła spowił mrok
- Ekhmm... myślę, że możemy już zaczynać! Witam wszystkich na tym wiekopomnym wydarzeniu! Na wstępie chciałbym przypomnieć, że Jan Paweł II był papieżem wszystkich ludzi, niezależnie od wyznania, koloru skóry czy orientacji seksualnie! I to hasło będzie towarzyszyło naszym obchodom! Zacznijmy od części artystycznej. Nie będzie zamykać w się tradycyjnym rozumieniu wielbieniu Boga i jego namiestnika. Przed państwem nasz parafialny zespół taneczny! Przypomni nam, że już starożytni Izraelici wielbili Jahwe tańcem.
Z głośników rozległ się dyskotekowy hit do głównej nawy wbiegła grupa młodych dziewczyn, ubrana w zwiewne różowe sukienki. Krążyły pomiędzy ołtarzem a wiernymi, kręcąc się i wypinając.
- Ejjjj... to jest super! - szepnął Janusz do Marzeny - Czemu my nie chodzimy do kościoła co?
Dziewczyna przyjrzała mu się zaskoczona
- Co ty masz takie oczy czerwone?
- Oj tam... patrz lepiej tam - ofuknął ją chłopak.
Część artystyczna zbliżała się do końca.
- Brawo, brawo! Tak wygląda nowoczesny chrześcijanin! - przemówił ksiądz - Jest wesoły i otwarty! Jak nasz papież! A co do otwartości...to powitajmy naszego specjalnego gościa, pana Abdula, imama z warszawskiego meczetu! Podzieli się on z nami, przemyśleniami na temat islamu i tego, że tak naprawdę wierzymy w tego samego Boga! Brawo!
Ciemnoskóry mężczyzna, który pojawił się obok księdza, niestety nie mówił ani po polsku, ani po angielsku. Przez następne pół godziny, przemawiał do zgromadzonych w swoim rdzennym języku. Janusz zaczynał się już nudzić, gdy Arab skłonił się i wrócił na miejsce.
- Bardzo dziękujemy za te mądre słowa o religii pokoju jaką jest Islam! - rzucił wesoło ksiądz - Niestety, teraz parę słów o rzeczach smutnych. Chcieliśmy zaprosić tu do nas przedstawicieli innych wyznań, ale... - westchnął - prawosławny biskup wyzwał nas od heretyków, ewangelicki kaznodzieja miał akurat spotkanie zarządu swojej firmy, a na cadyka nie było nas stać. Łączymy się jednak z nimi w duchu! To nic, to naprawdę nic. Znacznie gorsze rzeczy dzieją się na naszym podwórku i aby o tym przypomnieć, postanowiliśmy zaprosić tu ofiarę brunatnego katolicyzmu, księdza Lemańskiego! Ksiądz ma wprawdzie zakaz publicznych wypowiedzi, ale za to pomacha do nas ręką.
- Wow... Lemański!!! Braaaaaawooooo!!!!! My zawsze za księdzem!!!! - wyrwał się Janusz.
- Proszę, proszę cóż za entuzjazm! - ksiądz prowadzący dostrzegł reakcję chłopaka - Zapraszamy tu do nas! Może podzieli się pan z nami jakimiś przemyśleniami.
"A co mi tam! Idę!" Janusz wstał i walcząc z falującą podłogą ruszył do mikrofonu:
- Dziękuję wam wszystkim! - powiedział - Dziękuję za to co tu zobaczyłem! Dzięki wam odnalazłem swoje miejsce w Kościele. Tu właśnie zrozumiałem, że kościół jest otwarty, nawet na mnie! To wspaniałe. Marzena dziękuję, że mnie tu przyprowadziłaś! Kocham Cię!!!
Ksiądz otarł łzy wzruszenia i powiedział:
- To naprawdę piękne zobaczyć tak wspaniałe owoce swojej pracy! Ale my tu gadu gadu, a kanonizacja lada moment - wskazał na odliczający w tył zegar - Zaczynajmy!
Z głośników rozległo się "The final countdown" The Europe, a zawieszony pod sufitem telebim zaświecił się ukazując plac świętego Piotra. W momencie gdy zegar wskazał zero, rozległ się huk, spod portretu papieża zaczęły sypać się iskry, a po chwili zgasło światło. Wnętrze kościoła spowił mrok
- Przepraszamy za usterki, to tylko chwilowe niedogodności - krzyknął ksiądz - Niech no ktoś pójdzie po elektryka!
Jakąś minutę później, odpowiedziano spod drzwi:
- Proszę księdza, nie można ich otworzyć! Ktoś je zamknął od zewnątrz.
Tu i ówdzie rozległy się krzyki. W kościele uczyniło się po prostu straszno. Naraz za drzwiami dało się słyszeć głośne tąpnięcie, potem drugie i trzecie. Coś wielkiego zbliżało się do kościoła - gdy z cały sił naparło na drzwi, przerażenie sięgnęło zenitu. Ludzie zerwali się z ławek i rzucił w stronę ołtarza. Drzwi nie wytrzymały naporu i nagle... wszyscy ujrzeli plastikową figurę papieża, która wkroczyła do kościoła w blasku ustawionych przed wejściem reflektorów. Widok był tak zaskakujący, że nikt nawet się nie poruszył. Tymczasem trzymetrowy papież przeszedł przez główną nawę. Jednym ruchem plastikowej ręki odsunął księdza i odwróciwszy się do zgromadzonych powiedział tubalnym głosem:
- TYLKO NA CHWILĘ ZOSTAWIĆ WAS SAMYCH! I KTO TO KURWA POSPRZĄTA?
Jakąś minutę później, odpowiedziano spod drzwi:
- Proszę księdza, nie można ich otworzyć! Ktoś je zamknął od zewnątrz.
Tu i ówdzie rozległy się krzyki. W kościele uczyniło się po prostu straszno. Naraz za drzwiami dało się słyszeć głośne tąpnięcie, potem drugie i trzecie. Coś wielkiego zbliżało się do kościoła - gdy z cały sił naparło na drzwi, przerażenie sięgnęło zenitu. Ludzie zerwali się z ławek i rzucił w stronę ołtarza. Drzwi nie wytrzymały naporu i nagle... wszyscy ujrzeli plastikową figurę papieża, która wkroczyła do kościoła w blasku ustawionych przed wejściem reflektorów. Widok był tak zaskakujący, że nikt nawet się nie poruszył. Tymczasem trzymetrowy papież przeszedł przez główną nawę. Jednym ruchem plastikowej ręki odsunął księdza i odwróciwszy się do zgromadzonych powiedział tubalnym głosem:
- TYLKO NA CHWILĘ ZOSTAWIĆ WAS SAMYCH! I KTO TO KURWA POSPRZĄTA?
0 komentarze: