Przyczynek do tematu uchodźców

02:28 grafzero 0 Comments

Wszyscy piszą o uchodźcach. Mój facebook zamienił się w pole bitwy pomiędzy "miłosiernymi" a "zamkniętymi". Wojna czasem prowadzona jest zgodnie ze sztuką, powoli, spokojnie z poszanowaniem dla drugiej strony, a czasem zamienia się w bezpardonową rzeź. A ja? A ja nie zajmę żadnego stanowiska. Będę jak profesor z "Obozu świętych" zamknięty w swoim domu. Jeśli Europa zginie to i tak nic na to nie poradzę poza sprzątnięciem jednego czy dwóch agresorów. A jeśli nie zginie to zaoszczędzę nerwy. Ale coś w tym temacie powiem...


Na zdjęciu emigranci na wyspie Samos (wrzesień 2015)

Rzecz nie jest nowa i krąży po Sieci już trochę czasu. Z reguły wyciągana jest jako argument przeciw tezom o demograficznej islamizacji Europy. Mowa o artykule naukowym "Eurabia - mity na temat przyszłości społeczności muzułmańskich Europy Zachodniej" dr Marcina Pierzchały. Nie wiem kim jest ten człowiek, ale krótki research daje do zrozumienia, że naukowo zajmuje się mniejszościami muzułmańskimi na Starym Kontynencie. Jego "Eurabia..." miała być coupe de grace dla prawicowych fantazmatów o islamskich rodzinach ze średnią ośmiorga dzieci. Rzecz jasna jest to liczba zdecydowanie zawyżona i Pierzchała bez trudu rozprawia się z tym mitem pokazując czytelnikowi wyniki badań i zestawień spisów powszechnych. Idzie jeszcze dalej - pokazuje jak w kolejnych pokoleniach spada dzietność owych mniejszości. Przy okazji wskazując, że jest ona relatywnie większa od dzietności rodzin rdzennie europejskich. 

Dlaczego zatem piszę, że miała być? Ano w ostatnich akapitach Pierchała wspomina krótko o zasilaniu społeczności muzułmańskich przez imigrantów "Dalszy wzrost będzie jednak ograniczony ze względu na mniejszy dopływ imigrantów m.in. w wyniku bardziej restrykcyjnych polityk migracyjnych poszczególnych krajów Europy Zachodniej". I tyle. Nauka swoje, a rzeczywistość swoje. Wiadomo już, ze bardziej restrykcyjnych polityk nie będzie, wiadomo też że imigranci niewiele sobie z niej robią. Pierzchała nie przewidział tego co przyniesie rok 2015. I tu pojawia się zasadnicze pytanie, bo przecież nie o imigrantów tak naprawdę chodzi: na ile bezpieczna jest wiara w naukę? Czy zaufanie jakim obdarzamy badaczy jest uzasadnione? Wbrew temu co twierdzi Richard Dawkins i jemu podobni zaufanie nauce może być znacznie bardziej niebezpieczne niż dewocyjna religijność. Czy w swych hołdach dla nauki nie przypominamy czasem dawnych analfabetów traktujących słowo pisane jak świętość. Jeśli nasze wybory opieramy na tak chwiejnych podstawach to jak będzie wyglądała przyszłość?

You Might Also Like

0 komentarze: