Po jedenaste: Nie kupuj! – recenzja „Mniej” Marty Sapały

03:18 grafzero 0 Comments


Tekst pierwotnie pojawił się w portalu blogpublika.pl

Przyznać muszę, że książkę „Mniej” kupiłem (sic!) zgodnie z zasadą „poznaj wroga”. I chyba dałem się przeciągnąć na drugą stronę barykady.
Jakieś trzy lata temu Marta Sapała zebrała w Internecie kilkanaście osób, które dobrowolnie zobowiązały się do zakupowego postu. Wszyscy oni mieli przez rok kupować tylko to co niezbędne. Oczywiście „niezbędne” coś innego znaczy, dla pracownika warszawskiego korpo, a coś innego dla mieszkającej na wsi rodziny. Dlatego też każdy z uczestników eksperymentu, sam określał swoje zasady. Jedno tylko było niezmienne dla wszystkich – za wszelką cenę postarać się nie kupować. Było różnie: niektórzy zrezygnowali z projektu, niektórzy wypadli z przyczyn losowych, wszyscy zaś zaliczali mniejsze lub większe konsumenckie upadki.
W wielu recenzjach można przeczytać, że książka napisana jest dziwacznym barokowym językiem. Cóż, prawdą jest, że autorka często zdobywa się na naszpikowane przymiotnikami i rozbudowane zdania. Jeśli jednak dla kogoś ten język jest zbyt ciężki do przełknięcia, to nie powinien wychodzić poza czytanie hamerykańskich bestsellerów. Skorzysta na tym i czytelnik i bestseller. Trzeba przyznać, że język może być wizytówką Marty Sapały. Widać dziennikarskie wyrobienie i umiejętność wyczucia. Kiedy trzeba można nieco popuścić wodze i napisać trochę bardziej liryczny akapit, ale chwilę potem należy skontrować go krótkim równoważnikiem zdania. Tak jakby Andrzej Stasiuk i Andrzej Sapkowski popełnili wspólnie książkę.
Podobnie jest ze spojrzeniem na przedmiot reportażu. Dziennikarka nie ulega łatwej fascynacji non konsumpcjonizmem. Szczerze i bez ogródek pokazuje wady i zalety takiego stylu życia. Próbując freeganizmu nabawia się zatrucia pokarmowego, trafi na niejednego oszusta, zaś po ponad pół roku nie kupowania nowych ubrań zostanie wzięta za żebraczkę. Wszystko to opisze z uczciwością jakiej trudno dziś szukać w dziennikarskim świecie. Jej spojrzenie najlepiej wyraża następujący cytat:
Krytyka kultury konsumpcji skupia się na wyliczaniu jej ciemnych stron. Że ogłupia, spłyca, segreguje, rzutuje na relacje. Że bezceremonialnie obchodzi się z tymi, którzy chcieliby z niej czerpać, ale zwyczajnie ich na to nie stać. Wyrzuca na margines. Wyklucza. Degeneruje.
Ale konsumpcja ma też jasne strony. Konsumując, wchodzimy w posiadanie nie tylko przedmiotów, ale przeżyć oraz myśli z pomocą których możemy później budować sojusze z innymi uczestnikami niekończącego się procesu pozyskiwania dóbr. Krytykując lub chwaląc swoje wzajemne konsumpcyjne wybory, emitujemy ładunek konkretnych uczuć, a kupione przedmioty z czasem stają się budulcem dla naszej tożsamości.
Bardzo ciekawe są również przemyślenia autorki dotyczące naszego systemu społecznego. To co państwowe i darmowe okazuje się ułomne, nieskuteczne i trudno dostępne. To co prywatne zbyt drogie. Autorka poszukuje trzeciej drogi i z reguły znajduje ją w społecznych inicjatywach. Tam gdzie zawodzi państwo (czyli praktycznie wszędzie) wygrywa ludzka solidarność i zaradność. Rower z powodzeniem zastępuje transport publiczny, wspólnymi siłami zaangażowanych mieszkańców osiedla można zbudować ogródek pośrodku miasta, odpowiednio pielęgnowana znajomość z sąsiadami okazuje się przynosić wymierne efekty, a jeden z bohaterów reportażu zupełnie przypadkiem odkryje prawdziwą handlową żyłę złota. Czasem tylko pojawi się jakiś zgrzyt: to co darmowe ulegnie zepsuciu, ktoś nie wywiąże się z obietnicy, dziecko przestanie rozumieć konsumpcyjny post itp.
Na całe szczęście Marta Sapała unika też upadku w hipsterstwo. Z zaciekłością piętnuje wszelkie projekty usiłujące zbić kapitał na alternatywnym stylu życia. Ubrania stylizowane „na biedaka”, szafki udające skrzynki na jabłka nie różnią się przecież niczym od każdego innego gadżetu.
Czasem tylko autorkę poniosą emocję, czasem trafi się jej potknięcie. Zupełnie nie rozumiem jakim cudem koszt produkcji domowej butelki piwa mógł komuś wynieść dwa złote (mówimy o niechmielonym lagerze) i jak można twierdzić, że Islandia to chrześcijański kraj. Dziwi mnie też oburzenie Marty Sapały na wszędobylskie reklamy. O ile jeszcze niezgodę na brzydotę przestrzeni publicznej rozumiem, o tyle pofukiwanie na rozdawane tu i ówdzie ulotki, czy loga producentów na darmowych produktach są już dla mnie fanaberią.
Obawiam się, że pod względem światopoglądowym stoimy z autorką na różnych biegunach. Jednak w kwestii rozbuchanej konsumpcji zgadzamy się całkowicie: nasze społeczeństwo wydaje za dużo i bez pomyślunku. Można czytać „Mniej” właśnie w taki sposób: jako nieco filozoficzny reportaż, próbę znalezienia lekarstwa na zachodni styl bycia. Można jednak potraktować tę książkę jako swego rodzaju poradnik. Z pewnością znajdziemy w niej kilka wskazówek, które odciążą domowy budżet. Warto pójść do biblioteki (bo przecież nie do księgarni) i wypożyczyć „Mniej”.

You Might Also Like

0 komentarze: