Beyond the Twilight - "Internat" i "Pozwól mi wejść" SPOJLERY
Spośród wszystkich na pół demonicznych istot wampir ma chyba najwięcej szczęścia, do popkultury. Zarówno powieści jak i dzieła filmowe poświęcone krwiopijcom trafiają do światowego kanonu. I jest ich tam znacznie więcej niż np. filmów o wilkołakach. Wprawdzie po roku 2000 triumfy w boxofficach święcą ekranizacje sagi "Zmierzch", możemy jednak spokojnie założyć że za kilkadziesiąt lat nikt nie będzie o nich pamiętał. Co ciekawe w tym samym czasie powstało co najmniej kilka tego rodzaju filmów, które mimo iż nie przyciągnęły do kin takiej publiki, to jednak są znacznie lepsze od opowieści o metroseksualnym pociotku hrabiego Draculi.
Mowa tu między innymi o zupełnie niedocenionym "Internacie" (Tytuł oryginału "Moth Diaries"). Filmwebowa średnia ocena 4/10 bardzo źle świadczy o polskich internautach, choć być może wynika z rozczarowania jedynie "około-zmierzchowej" publiczności. Reklamowany jako horror spokojny i wystudiowany film jest w efekcie dramatem psychologicznym. Gorzką opowieścią o utracie przyjaźni, samotności i odrzuceniu. Niemała w tym zasługa aktorek - zwłaszcza przekonującej Sarah Bolger i tak pięknie demonicznej Lily Cole. Historia, którą opowiada film nie ma w sobie nic z nowatorskości, sztampa goni sztampę, kolejne sceny można bez problemu przewidzieć, ale... Marry Haron robi to z takim wdziękiem, że jesteśmy jej to w stanie przebaczyć. Odejście od scen gore (nie licząc może jednej) ku opowieści o żeńskiej elitarnej szkoły z internatem, wychodzi filmowi zdecydowanie na dobre. Większą rolę odgrywa tu psychika głównej bohaterki, która raz już "opuszczona" przez ojca, dramatycznie próbuje odzyskać oddalającą się od niej przyjaciółkę. Walkę toczyć będzie z nową uczennicą - tajemniczą Ernessą. Niestety finał rozczarowuje - trudno wprawdzie oczekiwać volty w stylu "Podziemnego kręgu" (choć wielu internautów najwyraźniej takowej oczekiwało), przydałoby się nieco końcówkę urozmaicić, dodać nieco psychologicznego pazura - albo chociaż zostawić trochę niedopowiedzenia. A tak, całkiem dobry i wciągający thriller zamiast hukiem kończy się spuszczeniem powietrza z nadmuchanego balona.
Znacznie lepiej jest w przypadku szwedzkiego dramatu "Låt den rätte komma in" ("Pozwól mi wejść"). Film ten przekonał mnie, że konwencja opowieści o wampirach jeszcze się nie wypaliła. Wprawdzie mieliśmy już dziecko krwiopijcę w "Wywiadzie z wampirem" tu jednak istotniejszy jest sposób opowiadania historii. Wyobraźmy sobie dramat społeczny z akcją osadzoną w Skandynawii lat 80. - bieda, alkoholizm, powszechne wyalienowanie, przemoc - a potem w sam środek wrzućmy dziewczynkę-wampira. Efekt jest po prostu piorunujący, otrzymujemy kino odważne, bezkompromisowe z dusznym dołującym klimatem. Zachwycają dziecięce role, a końcowa scena "podtapiania" to lekcja dla każdego, kto twierdzi że niski budżet musi odbić się widocznie na efektach specjalnych. Historia opowiadana jest nieśpiesznie, tak jak rodzi się trudna przyjaźń pomiędzy głównymi bohaterami. Zakończenie mimo, że naiwne jest konieczne - myślę że każde inne byłoby zbyt dużą dawką ciemności, nawet dla wyrobionego widza.
Sukces szwedzkiej historii skłonił amerykańskich filmowców do wzięcia się za remake. Czy potrzebny? Trudno to jednoznacznie orzec, lecz trzeba przyznać że Matt Reeves wyszedł z tego zadania obronną ręką. Jest to głównie zasługa genialnych zdjęć Greiga Frassera, zimne pozbawione kolorów sceny, czasem wpadające w sepię doskonale potęgują nastrój historii. Drobne zmiany w scenariuszu powodują już mieszane uczucia - o ile odrzucenie wątku meneli wychodzi wersji amerykańskiej zdecydowanie na dobre, o tyle rzucenie światła na związek pomiędzy Abby i jej opiekunem jest już zupełnie niepotrzebne. Dobre ujęcia (jak choćby napis na ekranie telewizora w momencie gdy Owen nocą opuszcza dom) górują nad standardową pracą kamery w wersji oryginalnej, lecz we wspomnianej wyżej scenie z basenu znów górują Szwedzi. Odtwarzający główną rolę Kodi Smith-McPhee jest równie dobry jak jego szwedzki kolega, niestety Chloe Grace Moretz zdecydowanie przegrywa przy porównaniu z Liną Leandersson. Hit-girl z "Kick Assa" jest w roli wampirzycy zbyt mało zwierzęca i wyrazista. Dodatkowo drażniące wydają się antyreligijne i antypatriotyczne wycieczki amerykańskich twórców, na szczęście są na tyle subtelne, że można je z powodzeniem zignorować. Stają się one tym bardziej śmieszne w scenie podglądania, mimo prztyków w nos konserwatywnym wartościom, reżyser każe opuścić kamerze szklane oko, gdy ciekawski Owen podgląda rozbierającą się koleżankę* Oczywiście gdy dzieciak obserwuje scenę erotyczną pomiędzy dorosłymi patrzymy wraz z nim. Hipokryzja twórców zza wielkiej wody nie pozwala mi wystawić temu filmowi najwyższej oceny, choć bez wątpienia jest to dzieło ze wszech miar udane. Na ile jednak potrzebne? Trudno powiedzieć.
Wampiry rządzą! Nie mam co do tego wątpliwości. I choć jak pokazują omówione przykłady te ciekawsze z reguły chowają się w cieniu swoim plastikowych pobratymców, to jednak warto im się przyjrzeć. Bez względu na konsekwencja.
"Internat" 7/10, "Låt den rätte komma in"10/10 i serduszko, "Let me in" 8/10
* Scena podglądania w wersji szwedzkiej jest dość zaskakująca. To co zobaczy widz, może nieco szokować - dodatkowo jak podejrzewam ma swoje wyjaśnienie w książce. Szkoda, że reżyser nam go poskąpił.
Mowa tu między innymi o zupełnie niedocenionym "Internacie" (Tytuł oryginału "Moth Diaries"). Filmwebowa średnia ocena 4/10 bardzo źle świadczy o polskich internautach, choć być może wynika z rozczarowania jedynie "około-zmierzchowej" publiczności. Reklamowany jako horror spokojny i wystudiowany film jest w efekcie dramatem psychologicznym. Gorzką opowieścią o utracie przyjaźni, samotności i odrzuceniu. Niemała w tym zasługa aktorek - zwłaszcza przekonującej Sarah Bolger i tak pięknie demonicznej Lily Cole. Historia, którą opowiada film nie ma w sobie nic z nowatorskości, sztampa goni sztampę, kolejne sceny można bez problemu przewidzieć, ale... Marry Haron robi to z takim wdziękiem, że jesteśmy jej to w stanie przebaczyć. Odejście od scen gore (nie licząc może jednej) ku opowieści o żeńskiej elitarnej szkoły z internatem, wychodzi filmowi zdecydowanie na dobre. Większą rolę odgrywa tu psychika głównej bohaterki, która raz już "opuszczona" przez ojca, dramatycznie próbuje odzyskać oddalającą się od niej przyjaciółkę. Walkę toczyć będzie z nową uczennicą - tajemniczą Ernessą. Niestety finał rozczarowuje - trudno wprawdzie oczekiwać volty w stylu "Podziemnego kręgu" (choć wielu internautów najwyraźniej takowej oczekiwało), przydałoby się nieco końcówkę urozmaicić, dodać nieco psychologicznego pazura - albo chociaż zostawić trochę niedopowiedzenia. A tak, całkiem dobry i wciągający thriller zamiast hukiem kończy się spuszczeniem powietrza z nadmuchanego balona.
Znacznie lepiej jest w przypadku szwedzkiego dramatu "Låt den rätte komma in" ("Pozwól mi wejść"). Film ten przekonał mnie, że konwencja opowieści o wampirach jeszcze się nie wypaliła. Wprawdzie mieliśmy już dziecko krwiopijcę w "Wywiadzie z wampirem" tu jednak istotniejszy jest sposób opowiadania historii. Wyobraźmy sobie dramat społeczny z akcją osadzoną w Skandynawii lat 80. - bieda, alkoholizm, powszechne wyalienowanie, przemoc - a potem w sam środek wrzućmy dziewczynkę-wampira. Efekt jest po prostu piorunujący, otrzymujemy kino odważne, bezkompromisowe z dusznym dołującym klimatem. Zachwycają dziecięce role, a końcowa scena "podtapiania" to lekcja dla każdego, kto twierdzi że niski budżet musi odbić się widocznie na efektach specjalnych. Historia opowiadana jest nieśpiesznie, tak jak rodzi się trudna przyjaźń pomiędzy głównymi bohaterami. Zakończenie mimo, że naiwne jest konieczne - myślę że każde inne byłoby zbyt dużą dawką ciemności, nawet dla wyrobionego widza.
Sukces szwedzkiej historii skłonił amerykańskich filmowców do wzięcia się za remake. Czy potrzebny? Trudno to jednoznacznie orzec, lecz trzeba przyznać że Matt Reeves wyszedł z tego zadania obronną ręką. Jest to głównie zasługa genialnych zdjęć Greiga Frassera, zimne pozbawione kolorów sceny, czasem wpadające w sepię doskonale potęgują nastrój historii. Drobne zmiany w scenariuszu powodują już mieszane uczucia - o ile odrzucenie wątku meneli wychodzi wersji amerykańskiej zdecydowanie na dobre, o tyle rzucenie światła na związek pomiędzy Abby i jej opiekunem jest już zupełnie niepotrzebne. Dobre ujęcia (jak choćby napis na ekranie telewizora w momencie gdy Owen nocą opuszcza dom) górują nad standardową pracą kamery w wersji oryginalnej, lecz we wspomnianej wyżej scenie z basenu znów górują Szwedzi. Odtwarzający główną rolę Kodi Smith-McPhee jest równie dobry jak jego szwedzki kolega, niestety Chloe Grace Moretz zdecydowanie przegrywa przy porównaniu z Liną Leandersson. Hit-girl z "Kick Assa" jest w roli wampirzycy zbyt mało zwierzęca i wyrazista. Dodatkowo drażniące wydają się antyreligijne i antypatriotyczne wycieczki amerykańskich twórców, na szczęście są na tyle subtelne, że można je z powodzeniem zignorować. Stają się one tym bardziej śmieszne w scenie podglądania, mimo prztyków w nos konserwatywnym wartościom, reżyser każe opuścić kamerze szklane oko, gdy ciekawski Owen podgląda rozbierającą się koleżankę* Oczywiście gdy dzieciak obserwuje scenę erotyczną pomiędzy dorosłymi patrzymy wraz z nim. Hipokryzja twórców zza wielkiej wody nie pozwala mi wystawić temu filmowi najwyższej oceny, choć bez wątpienia jest to dzieło ze wszech miar udane. Na ile jednak potrzebne? Trudno powiedzieć.
Wampiry rządzą! Nie mam co do tego wątpliwości. I choć jak pokazują omówione przykłady te ciekawsze z reguły chowają się w cieniu swoim plastikowych pobratymców, to jednak warto im się przyjrzeć. Bez względu na konsekwencja.
"Internat" 7/10, "Låt den rätte komma in"10/10 i serduszko, "Let me in" 8/10
* Scena podglądania w wersji szwedzkiej jest dość zaskakująca. To co zobaczy widz, może nieco szokować - dodatkowo jak podejrzewam ma swoje wyjaśnienie w książce. Szkoda, że reżyser nam go poskąpił.
0 komentarze: