„Sala samobójców” jedzie na Alaskę [SPOJLERY]
„Sala samobójców”
jedzie na Alaskę
„Wolność to możliwość
wyboru kajdan – nic ponadto”. To najmądrzejsze zdanie, jakie
wypowiedziałem w życiu. Nie mam co do tego wątpliwości i nie
sądzę, żebym kiedyś powiedział coś mądrzejszego. Każda
sekunda, każdy kamyczek lawiny życia utwierdzają mnie w
przekonaniu o prawdziwości tej sentencji. Film „Into the wild”
jest również takim kamieniem.
Nigdy nie jarałem się
przyrodą. Drzewo będzie dla mnie drzewem, zwierzę zwierzęciem,
robak robakiem. Nie widzę w nich mniejszych braci, dzieci Gai czy
istot będących równymi nam fragmentami boskiego świata. Święcie
wierzę w wyjątkowość człowieka – dlatego spodziewałem się,
że dzieło Seana Beana będzie mnie drażnić. Na całe szczęście
tak się nie stało. Powiem więcej ten film powinien drażnić
każdego „ekologa” pieprzącego kocopołki o życiu w zgodzie z
naturą. Zamiast wzdychać nad pięknem krajobrazów, tacy osobnicy
powinni wyć ze zgryzoty bo oto reżyser pokazuje im ich hipokryzję
– miast siedzieć na dupkach w ciepłych domkach, powinniście
ruszyć do natury i zacząć wreszcie żyć z nią w zgodzie. Boicie
się śmierci? Ojej jakże mi przykro, jesteście słabi i zakłamani.
Tak, tak proszę państwa
główny bohater zrealizował to o czym „ekologiczne” mądre
głowy jedynie piszą. Odrzucił cywilizację i ruszył w głąb
Alaski. Żył w zgodzie także z samym sobą, bez pieniędzy, innych
ludzi i problemów współczesnego świata. Zostawił za sobą
rodzinę i bliskich – raniąc ich i pozostawiając w bólu.
Straszne? Skądże znowu. Przecież każdy kto wierzy, w to że
„natura” jest dobrem a „kultura” złem powinien uczynić to
bez chwili wahania. Moralność? Jaka moralność, jesteśmy przecież
„losowo podrygującymi worami mięsa” jak mawia mój znajomy o
takich ludziach.
Doprawdy im dłużej myślę
o głównym bohaterze tym bardziej staję po jego stronie. Nie, nie
uważam żeby miał rację. Pomylił się od początku do końca, ale
jego wybór i jego ucieczka – były jedyną możliwą pozostania
wiernym ideałom w jakie wierzył. Zgubiła go pycha, wiara w samego
siebie i w to, że natura może choć przez chwilę być nam
przyjazną.
W tym wszystkim główny
bohater przypomina mi Dominika z „Sali samobójców”. Obaj są
rozczarowani zakłamanym społeczeństwem, obaj nie dogadują się ze
swoimi rodzinami, obaj szukają ucieczki i prawdy o życiu.
Christopher szuka jej w wolności i chce zmierzyć się z samym sobą
pośród dzikiej przyrody. Dominik pragnie miłości, a sceną jego
walki nie jest natura lecz rzeczywistość wirtualna. I jeden i drugi
za swój wybór zapłaci najwyższą cenę, ale też w ostatniej
chwili swego życia zrozumie swój błąd.
Dość jednak tych rozważań.
Spójrzmy na film nieco chłodniejszym okiem. Nie jest genialnie, nie
jest też źle. Przede wszystkim jest za długo i niespójnie.
Wolałbym obejrzeć film podróży przez Stany, zakończony wyjściem
na Alaskę i przeczytaniem całej reszty z napisów końcowych, lub
poznać życie Christophera/Alexandra w przeciągu 15 minut, a przez
resztą filmu obserwować nieme zmagania z wrogą naturą. Dostałem
coś co leży mniej więcej pośrodku. Co więcej mnóstwo mądrych
myśli, przeplatanych ckliwymi banałami. Mimo to film ogląda się
przyjemnie i bez wątpienia jest to dzieło udane.
Czy mógłbym być taki jak
główny bohater? Wprawdzie szanuję, jego wybór życia w zgodzie z
tym co wierzył, ale ja wierzę w „kulturę”. Jeśli już miałbym
wybierać, wolałbym „Stalkera” uciekającego od żony i córki w
świat Strefy, albo nawet tego zniewieściałego Dominika szukającego
szczęścia w rzeczywistości wirtualnej. Zawsze lepiej tam, gdzie
swe piętno odcisnęła ludzka ręka. I bez wątpienia nie
przepuściłbym tej pięknej szesnastoletniej hipisce ;)
Moja ocena: 7/10
Alexander, przynajmniej na tyle na ile dowiadujemy się z filmu/książki, nie założył swojej rodziny. Zatem ból sprawił tylko tej, której sobie nie wybierał, którą ma każdy z nas. Czy zatem Twoim zdaniem aby nie ranić naszych rodziców i rodzeństwa powinniśmy postępować zgodnie z ich życzeniami względem nas? Ale przecież każdy ptak kiedyś opuszcza swoje gniazdo i ma prawo wyboru za siebie. Ja nie widzę idealniejszego punktu w życiu na taką decyzję; wejście w dorosłość, gdy rodzina już oswoiła się z twoją samodzielnością i sam jeszcze nie przyjąłeś na siebie innych zobowiązań. Co innego Siddartha Gautama zostawiający żonę z małym dzieckiem (choć może w ich przypadku to nie było dla nich takie bolesne). Generalnie na ten temat jest jeszcze film Samsara. Widziałeś może?
OdpowiedzUsuńWidzisz w jego przypadku to sprawa jest dość skomplikowana. Po pierwsze tu chyba nie chodzi o pozostawienie rodziny, tylko o sposób w jaki to zrobił (bez powiadamiania o tym że żyje). No i druga sprawa, myślę że on nie zostawił ich dlatego że sie z nimi nie dogadywał - tylko dlatego że oni go okłamali (sprawa ślubu i przyrodniego brata). Ja go za to nie potępiam - co więcej film sugeruje, że cierpienie zbliżyło rodzinę. Choć faktycznie sposób w jaki to zrobił był trochę niedojrzały.
UsuńFilmu Samsara nie widziałem, ale widzę w recenzjach że chwali się sceny erotyczne. To może obejrzę ;)