Polskie zwycięstwo, włoska klęska

10:50 grafzero 0 Comments

Polskie zwycięstwo, włoska klęska

Zacznijmy od drobnego sprostowania - film "Bitwa pod Wiedniem" nie jest filmem polskim. To produkcja włoska z niewielkim tylko wkładem Polaków. Jedna drugoplanowa rola (P. Adamczyk jako cesarz Leopold) kilka epizodycznych, i 4.5% wkładu finansowego nie pozwalają nawet mówić o koprodukcji. Trochę szkoda bo stawiając "Bitwę pod Wiedniem" obok "Bitwy warszawskiej" widzimy kolosalną różnicę na korzyść... polskiej produkcji. Recenzenci nie pozostawili na filmie Hoffmana suchej nitki, mimo że miał on piękne zdjęcia, naprawdę dobrą batalistykę i wiernie pokazywał wydarzenia historyczne. W dziele R. Martinellego brak nawet tego. Ale po kolei.
Film jest biografią włoskiego świętego Marca z Aviano, który podczas walk z Turkami swoimi kazaniami zagrzewał obrońców do walki, miał również wpływ na cesarza Leopolda. Szkoda, że reżyser nie zrezygnował z komputerowych efektów i prób pokazania bitwy z kilkunastoma statystami i nie skupił się na hagiografii, bo właśnie największy potencjał ma początek filmu. Drogę do świętości Marka ogląda się przyjemnie, sporo tu wprawdzie religijnego patosu, ale podanego całkiem strawnie i przede wszystkim dobrze zagranego (charyzmatyczny Murray Abraham). Niestety od początku solą w oku są zupełnie nieudane efekty specjalne. Nie powalają ani zachody słońca nad Konsantynoopolem ani komputerowe wilki. Potem jest już tylko gorzej. Gdy Marek przybywa do Wiednia, a jego przepowiednie się sprawdzają cały film rozpada się na szereg niezwiązanych ze sobą scen. Trwające tygodniami oblężenie, które o mały włos nie zakończyło się zdobyciem miasta jest trwa kilka minut i sprowadza się do ostrzału z armat (efekty komputerowe), wysadzenia jednego bastionu (efekty komputerowe) i jednego pseudo szturmu polegającego na wrzucaniu granatów za mury (ich wybuchy to też efekty). Ciekawi mnie czy praca grafików faktycznie była tańsza od prochu strzelniczego? Patrząc na osiągnięty efekt mam wrażenie, że chyba tak.
Kiedy przybywa polskie wojsko robi się jeszcze gorzej. Wcześniej była mowa, że Marek posiada dar bilokacji. Jak to się jednak dzieje, że najpierw widzimy go w Wiedniu, chwilę potem u boku cesarza w Linzu by następnie pojawił się przed obliczem Kara Mustafy? Tego reżyser nie wyjaśnia.
Następnie pojawiają się Polacy. I jest jeszcze gorzej. Tempo przyśpiesza, a mimo to zaczyna wiać nudą. Jedyne co może zrobić wrażenie, to dość brutalna scena śmierci koni i jeźdźców wjeżdżających na rzucane przez obrońców kolczatki (przyznam szczerze, że nie mam pojęcia czy taką broń w wówczas stosowano). To jednak za mało, aby batalistyka mogła się podobać, tym bardziej że sama szarża została ukazana tak nieudolnie, że w natłoku batalistycznych scenek zupełnie ginie. Nie piszę tu o błędach historycznych, bo mamy przecież do czynienia z produkcją fabularną więc pewne wpadki można wybaczyć, ale XX wieczny orzeł na sztandarach husarii doprowadził mnie do głośnego facepalma.
Filmu szkoda tym bardziej, że jest całkiem przywozicie zagrany. Na czoło wybija się się wspomniany wcześniej M. Abraham. Świetny jest jego opozycjonista Kara Mustafa. Piotr Adamczyk mocno przerysowuje postać, ale widać w tym zamysł reżysera. Można się z takim wizerunkiem Leoipolda nie zgadzać, ale piskliwy głosik i niezła mimika Adamczyka dobrze wpisują się w wizerunek tchórzliwego cesarza. Reszta aktorów ginie w potoku komputerowych scen. Dla tych którzy liczyli na polską obsadę mam złe wieści. Udział naszych rodaków w filmie jest minimalny. Gdybym nie wiedział, że zobaczymy tam Daniela Olbryskiego pewnie nawet bym go nie spostrzegł.
Druga sprawa to przesłanie filmu a jest ono jak najbardziej aktualne. Islam kontynuuje politykę sprzed wieków (symboliczna ostatnia scena kiedy Kara Mustafa "przekazuje swojemu synowi posłannictwo do walki z niewiernymi) i starcie z nim jest nieuniknione. Szkoda tylko, że tak nieudolna realizacja sprawia, że film ma się ochotę zapomnieć zaraz po wyjściu z kina.
Jeden z bohaterów mówi "Wybierając pomiędzy wiarą a sercem, zawsze wybiorę wiarę. Tym różni się muzułmanizm od człowieka Zachodu". Słowa te niestety są bardzo aktualne i wbrew pozorom źle o nas świadczą. Jeśli film Martinelli był próbą zmiany tego stanu rzeczy, to jest to niestety próba nieudana.

Ocena: 3/10

You Might Also Like

0 komentarze: