Antyklerykał = myślący? Nie sądzę :D
Obserwuję ostatnio dość dziwną manię wśród osób deklarujących się jako antyklerykalne/antyteistyczne (normalnych ateistów czy agnostyków w to nie wliczam) na uważanie siebie za osoby myślące (bądź samodzielnie myślące) w przeciwieństwie do osób praktykujących (głównie katolików). Jest to nieco zabawne, bo rzeczywistość wskazuje raczej na coś zupełnie odwrotnego.
Z czego jednak takie podejście się rodzi? Odnoszę wrażenie, że większość tych osób opuszcza Kościół i oczekuje aplauzu lub przynajmniej aprobaty. Z reguł jednak takowe nie nadchodzą. Nie czarujmy się - większość ludzi ma głęboko w dupie co zrobisz ze swoją religią. I tu pojawia się problem. Trzeba zatem zrobić coś, co przyciągnie uwagę. Można założyć gazetę (vide p. Kotliński) lub jeśli nie mamy pod ręką dostatecznie dużo byłych oficerów SB i ich wsparcia, wystarczy założyć antyklerykalnego bloga. Jeśli nie zbyt dobrze radzimy sobie ze słowem pisanym proponuję, wchodzenie na katolickie fora i smarowanie wyszukanych antyklerykalnych komentarzy "Boga nie ma hhahahahahahhahahahha idź klęknąć przed Rydzykiem" albo "Masz musk wyprany pszez czarnom zaraze!!!!!". Jeżeli jednak nie czujemy się dobrze w Internetach można uprawiać tzw. antyklerykalizm tramwajowy. Np. wsiadamy w Łodzi w tramwaj linii "6" na ulicy Rzgowskiej (Uwaga - kierunek w stronę miasta! Ważne żeby tego nie pomylić!) i szukamy ofiary. Podchodzimy i czekamy. Przy sanktuarium św. Faustyny nachylamy się do ucha i mówimy "Patrz Pan/Pani jakie to se pałace czarni budują. A tu ludzie z GŁODU <tu ważny akcent, a potem przechodzimy w "mroczny szept"> UMIERAJOM. <A teraz tonem przodownika pracy> A za wujka Stalina był tu basen! I dobrze było!" Efekt murowany!
Wróćmy jednak do tematu - skąd bierze się takie myślenie? Ze złudnego przekonania, że do owych antyklerykalnych wniosków doszliśmy sami. "A nie?" zapytają nie niektórzy. A nie! Czy do jakiejś ideologii można w ogóle dojść samemu? Nie! Możemy wyróżnić trzy rodzaje antyklerykałów. Pierwsi to ci, którzy wywodzą się z antyteistycznych rodzin. Tu nawet nie ma czego analizować. Nie różnią się niczym od owych wyszydzanych katolików, którzy religię wysysają z mlekiem matki. Druga grupa to ci co swoje poglądy zawdzięczają złej (np. "Bóg urojony") lub bardzo złej literaturze (np. "Byłem księdzem"). Oni również nie mogą nazywać się samodzielnie myślącymi - przecież tylko zaakceptowali czyjeś myśli. Ich argumentacja "Nie jestem na tyle tępy, żeby wierzyć w coś co mi jakiś klecha wciska do głowy" rozbija się logikę niczym Tupolew o pancerną brzozę. Zamień bowiem drogi antyteisto "klechę" na "profesora" Dawkinsa. Ups. chyba masz poważny problem. Wreszcie trzecia grupa, to ci mniej ("ksiądz na mnie nakrzyczał") lub bardziej (molestowani) pokrzywdzeni przez Kościół. Ich teoretycznie można by było zrozumieć, gdyby tylko przez całe swoje życie postępowali z równie żelazną konsekwencją. Bo przecież korzystają z usług lekarzy, prawników czy nauczycieli, choć w tych zawodach wszelkiego rodzaju dewiacje zdarzają się prawdopodobnie ze znacznie większą częstotliwością niż w KRK.
Reasumując - drogi antyklerykale/antyteisto, jeśli sprawia Ci to przyjemność pluj sobie w zaciszu domowych pieleszy na Kościół/masturbuj się nad nowym numerem "Faktów i mitów"/lub prowadź batalię z wierzącymi w Internetach. Ale przestań wmawiać ludziom, że w przeciwieństwie do nich myślisz samodzielnie. Ośmieszysz się na starcie.
Z czego jednak takie podejście się rodzi? Odnoszę wrażenie, że większość tych osób opuszcza Kościół i oczekuje aplauzu lub przynajmniej aprobaty. Z reguł jednak takowe nie nadchodzą. Nie czarujmy się - większość ludzi ma głęboko w dupie co zrobisz ze swoją religią. I tu pojawia się problem. Trzeba zatem zrobić coś, co przyciągnie uwagę. Można założyć gazetę (vide p. Kotliński) lub jeśli nie mamy pod ręką dostatecznie dużo byłych oficerów SB i ich wsparcia, wystarczy założyć antyklerykalnego bloga. Jeśli nie zbyt dobrze radzimy sobie ze słowem pisanym proponuję, wchodzenie na katolickie fora i smarowanie wyszukanych antyklerykalnych komentarzy "Boga nie ma hhahahahahahhahahahha idź klęknąć przed Rydzykiem" albo "Masz musk wyprany pszez czarnom zaraze!!!!!". Jeżeli jednak nie czujemy się dobrze w Internetach można uprawiać tzw. antyklerykalizm tramwajowy. Np. wsiadamy w Łodzi w tramwaj linii "6" na ulicy Rzgowskiej (Uwaga - kierunek w stronę miasta! Ważne żeby tego nie pomylić!) i szukamy ofiary. Podchodzimy i czekamy. Przy sanktuarium św. Faustyny nachylamy się do ucha i mówimy "Patrz Pan/Pani jakie to se pałace czarni budują. A tu ludzie z GŁODU <tu ważny akcent, a potem przechodzimy w "mroczny szept"> UMIERAJOM. <A teraz tonem przodownika pracy> A za wujka Stalina był tu basen! I dobrze było!" Efekt murowany!
Wróćmy jednak do tematu - skąd bierze się takie myślenie? Ze złudnego przekonania, że do owych antyklerykalnych wniosków doszliśmy sami. "A nie?" zapytają nie niektórzy. A nie! Czy do jakiejś ideologii można w ogóle dojść samemu? Nie! Możemy wyróżnić trzy rodzaje antyklerykałów. Pierwsi to ci, którzy wywodzą się z antyteistycznych rodzin. Tu nawet nie ma czego analizować. Nie różnią się niczym od owych wyszydzanych katolików, którzy religię wysysają z mlekiem matki. Druga grupa to ci co swoje poglądy zawdzięczają złej (np. "Bóg urojony") lub bardzo złej literaturze (np. "Byłem księdzem"). Oni również nie mogą nazywać się samodzielnie myślącymi - przecież tylko zaakceptowali czyjeś myśli. Ich argumentacja "Nie jestem na tyle tępy, żeby wierzyć w coś co mi jakiś klecha wciska do głowy" rozbija się logikę niczym Tupolew o pancerną brzozę. Zamień bowiem drogi antyteisto "klechę" na "profesora" Dawkinsa. Ups. chyba masz poważny problem. Wreszcie trzecia grupa, to ci mniej ("ksiądz na mnie nakrzyczał") lub bardziej (molestowani) pokrzywdzeni przez Kościół. Ich teoretycznie można by było zrozumieć, gdyby tylko przez całe swoje życie postępowali z równie żelazną konsekwencją. Bo przecież korzystają z usług lekarzy, prawników czy nauczycieli, choć w tych zawodach wszelkiego rodzaju dewiacje zdarzają się prawdopodobnie ze znacznie większą częstotliwością niż w KRK.
Reasumując - drogi antyklerykale/antyteisto, jeśli sprawia Ci to przyjemność pluj sobie w zaciszu domowych pieleszy na Kościół/masturbuj się nad nowym numerem "Faktów i mitów"/lub prowadź batalię z wierzącymi w Internetach. Ale przestań wmawiać ludziom, że w przeciwieństwie do nich myślisz samodzielnie. Ośmieszysz się na starcie.
0 komentarze: