O ewolucyjnych strzałach we własne kolana

07:35 grafzero 0 Comments

Mój fideizm i scjentiosceptycyzm ma wiele plusów. Między innymi pozwala spokojnie obserwować spory pomiędzy ewolucjonistami i kreacjonistami. Zarówno jedni i drudzy starają się udowodnić „naukowość” swoich hipotez, co z miejsca sprawia, że przestają mnie interesować. Owszem lubię czasem wbić szpilę ewolucjonistom (kreacjonistom się nie da – są zbyt mocno obwarowani logiką), ale robię to z czystej złośliwości. Tak naprawdę mam głęboko w poważaniu obydwie hipotezy. Takie stanowisko pozwala dostrzegać jednak pewne prawidłowości.
Jedną z ciekawszych jest dziwna różnica pomiędzy popularyzatorami obu teorii. Nigdy nie mogłem zrozumieć dlaczego, ewolucjoniści mając tak olbrzymie zaplecze finansowe i naukowe wysyłają do „prostego ludu” skończonych buców. Sposób w jaki prezentują oni swoje tezy jest zupełnie nieatrakcyjny. Jedynie w atakach na kreacjonistów prezentują odrobinę dystansu czy luźnego podejścia, ale i tak daleko im choćby do poziomu „After Eden”. No cóż, brak finezji i poczucia humoru to jeszcze nie grzech. Gorzej, że ich znakomitości prezentują często zupełnie nieracjonalne podejście do omawianych spraw. A to już poważny problem.
Weźmy choćby profesora Dawkinsa. Nie neguję jego osiągnięć na polu genetyki, jednak to co ów człowiek robi z popularyzacją teorii ewolucji, musi sprawiać że tym którzy preferują logiczne i racjonalne myślenie włosy stają dęba na głowie. W Empiku trafiłem na książkę tego jegomościa, która ponoć ma odwodzić dzieci od religii ku nauce. „Ciekawe” pomyślałem sobie „Skoro książka jest skierowana do dzieci, to może wreszcie zrozumiem coś z tego bełkotu”. Otworzyłem na losowej stronie i przeczytałem pierwsze zdanie. Brzmiało ono mniej więcej tak „Homo sapiens pochodzi od homo erectus, choć nigdy żaden homo erectus nie spłodził żadnego homo sapiens”. No cóż, z lekka to zawikłane. Przeczytałem dwa akapity w przód – żadnych wyjaśnień. Dwa akapity wcześniej – to samo. Tak naprawdę mam spore wątpliwości o co chodziło w tym zdaniu – być może tak Dawkins tłumaczy przejście z jednego gatunku w drugi? Może chce nam zasugerować ingerencję kosmitów w rozwój człowieka? A może powoli zmierza ku kreacjonizmowi i niedługo ogłosi, że to iskra boża sprawiła, że jeden gatunek zniknął a pojawił się drugi? Jakby nie było, wypadałoby jednak ów fenomen wyjaśnić.
Niezrażony jednak tym zdaniem-potworkiem, przerzuciłem kilka stron. Dawkins bierze się za obalanie biblijnych „mitów”. Próbuje wykazać, że nieprawdą jest to iż Adam nadał nazwy wszystkim zwierzętom. Cóż, biorąc pod uwagę to, że większość chrześcijan uważa opis stworzenia i historię pierwszych ludzi w Edenie za czysto symboliczną, to mamy tu do czynienia z wyważaniem otwartych drzwi. Mimo wszystko jednak postanowiłem przyjrzeć się argumentacji profesora. Otóż zdaniem Dawkinsa nadanie nazw wszystkim zwierzętom przez Adama jest niemożliwe bo... nawet dziś istnieją gatunki jeszcze nienazwane. Co proszę? Szok i niedowierzanie. To jest w ogóle argument? Przecież w żadnym miejscu Biblia nie podaje, że Adam komukolwiek przekazał wiedzę na temat nazw zwierząt. Nawet jeśli później te nazwy poznał Noe (choć i tu nie mamy pewności), to tysiące lat które zdaniem biblijnych autorów minęły od tamtych czasów przemawiają za tym że wiedza owa mogła zostać zapomniana. No, ale papież antyteizmu najwyraźniej jest z logiką na bakier.
Być może cała reszta książki jest jasną i przejrzystą lekturą, która rozświetli ciemne umysły katolickiego ciemnogrodu. Niestety ja miałem już dość. Choć pewnie odkładając książkę na półkę z literaturą fantasy popełniłem błąd, bo te dwa zdania były tylko owocem spisku katolickich tłumaczy/redaktorów/wydawców i wrzucono je tu, aby nadszarpnąć wizerunek racjonalistów.
I w sumie nie byłoby tu nic godnego notki, bo przecież oszołomów pokroju Dawkinsa staram się omijać szerokim łukiem, problem jednak polega na tym, że istnienie takich „mądrych głów” prowadzi do samorodnego powstawania ich czcicieli. A o tych muszę ocierać się dość często. Szczególny niesmak budzi we mnie pewien filolog, głoszący na facebooku swe uwielbienie dla teorii ewolucji. Robi to dosłownie wszędzie i to w jak najgorszym wydaniu. Nie chodzi już nawet o jakieś uproszczenia, które laikowi zdarzyć się muszą (a często są nawet wskazane). Problemem jest brak znajomości podstaw biologii. Jeśli ktoś myli takie pojęcia jak gatunek i rasa, zapomina o licznych przypadkach nieistnienia bariery reprodukcyjnej między gatunkami, a dodatkowo jako ewolucjonista powtarza tezy prof. Giertycha – przestaje to być zabawne, a zaczyna być żałosne.
Ewolucjoniści często prezentują jakieś dziwne tendencje do zamykania ust kreacjonistom bez wchodzenia w dyskusję (np. protesty przeciw nauczania kreacjonizmu w szkołach). Myślę jednak, że przede wszystkim powinni bardziej pilnować swoich, bo jak na razie to głupota wielu popularyzatorów hipotezy ewolucji, czyni jej samej więcej złego, niż wszyscy kreacjoniści razem wzięci.

You Might Also Like

0 komentarze: