O ewolucyjnych strzałach we własne kolana
Mój fideizm i
scjentiosceptycyzm ma wiele plusów. Między innymi pozwala spokojnie
obserwować spory pomiędzy ewolucjonistami i kreacjonistami. Zarówno
jedni i drudzy starają się udowodnić „naukowość” swoich
hipotez, co z miejsca sprawia, że przestają mnie interesować.
Owszem lubię czasem wbić szpilę ewolucjonistom (kreacjonistom się
nie da – są zbyt mocno obwarowani logiką), ale robię to z
czystej złośliwości. Tak naprawdę mam głęboko w poważaniu
obydwie hipotezy. Takie stanowisko pozwala dostrzegać jednak pewne
prawidłowości.
Jedną z ciekawszych jest
dziwna różnica pomiędzy popularyzatorami obu teorii. Nigdy nie
mogłem zrozumieć dlaczego, ewolucjoniści mając tak olbrzymie
zaplecze finansowe i naukowe wysyłają do „prostego ludu”
skończonych buców. Sposób w jaki prezentują oni swoje tezy jest
zupełnie nieatrakcyjny. Jedynie w atakach na kreacjonistów prezentują
odrobinę dystansu czy luźnego podejścia, ale i tak daleko im
choćby do poziomu „After Eden”. No cóż, brak finezji i
poczucia humoru to jeszcze nie grzech. Gorzej, że ich znakomitości
prezentują często zupełnie nieracjonalne podejście do omawianych
spraw. A to już poważny problem.
Weźmy choćby profesora
Dawkinsa. Nie neguję jego osiągnięć na polu genetyki, jednak to
co ów człowiek robi z popularyzacją teorii ewolucji, musi sprawiać
że tym którzy preferują logiczne i racjonalne myślenie włosy
stają dęba na głowie. W Empiku trafiłem na książkę tego
jegomościa, która ponoć ma odwodzić dzieci od religii ku nauce.
„Ciekawe” pomyślałem sobie „Skoro książka jest skierowana
do dzieci, to może wreszcie zrozumiem coś z tego bełkotu”.
Otworzyłem na losowej stronie i przeczytałem pierwsze zdanie.
Brzmiało ono mniej więcej tak „Homo sapiens pochodzi od homo
erectus, choć nigdy żaden homo erectus nie spłodził żadnego homo
sapiens”. No cóż, z lekka to zawikłane. Przeczytałem dwa
akapity w przód – żadnych wyjaśnień. Dwa akapity wcześniej –
to samo. Tak naprawdę mam spore wątpliwości o co chodziło w tym
zdaniu – być może tak Dawkins tłumaczy przejście z jednego
gatunku w drugi? Może chce nam zasugerować ingerencję kosmitów w
rozwój człowieka? A może powoli zmierza ku kreacjonizmowi i
niedługo ogłosi, że to iskra boża sprawiła, że jeden gatunek
zniknął a pojawił się drugi? Jakby nie było, wypadałoby jednak
ów fenomen wyjaśnić.
Niezrażony jednak tym
zdaniem-potworkiem, przerzuciłem kilka stron. Dawkins bierze się za
obalanie biblijnych „mitów”. Próbuje wykazać, że nieprawdą
jest to iż Adam nadał nazwy wszystkim zwierzętom. Cóż, biorąc
pod uwagę to, że większość chrześcijan uważa opis stworzenia i
historię pierwszych ludzi w Edenie za czysto symboliczną, to mamy
tu do czynienia z wyważaniem otwartych drzwi. Mimo wszystko jednak
postanowiłem przyjrzeć się argumentacji profesora. Otóż zdaniem
Dawkinsa nadanie nazw wszystkim zwierzętom przez Adama jest
niemożliwe bo... nawet dziś istnieją gatunki jeszcze nienazwane.
Co proszę? Szok i niedowierzanie. To jest w ogóle argument?
Przecież w żadnym miejscu Biblia nie podaje, że Adam komukolwiek
przekazał wiedzę na temat nazw zwierząt. Nawet jeśli później te
nazwy poznał Noe (choć i tu nie mamy pewności), to tysiące lat
które zdaniem biblijnych autorów minęły od tamtych czasów
przemawiają za tym że wiedza owa mogła zostać zapomniana. No, ale
papież antyteizmu najwyraźniej jest z logiką na bakier.
Być może cała reszta
książki jest jasną i przejrzystą lekturą, która rozświetli
ciemne umysły katolickiego ciemnogrodu. Niestety ja miałem już
dość. Choć pewnie odkładając książkę na półkę z literaturą
fantasy popełniłem błąd, bo te dwa zdania były tylko owocem
spisku katolickich tłumaczy/redaktorów/wydawców i wrzucono je tu,
aby nadszarpnąć wizerunek racjonalistów.
I w sumie nie byłoby tu
nic godnego notki, bo przecież oszołomów pokroju Dawkinsa staram
się omijać szerokim łukiem, problem jednak polega na tym, że
istnienie takich „mądrych głów” prowadzi do samorodnego
powstawania ich czcicieli. A o tych muszę ocierać się dość
często. Szczególny niesmak budzi we mnie pewien filolog, głoszący
na facebooku swe uwielbienie dla teorii ewolucji. Robi to dosłownie
wszędzie i to w jak najgorszym wydaniu. Nie chodzi już nawet o
jakieś uproszczenia, które laikowi zdarzyć się muszą (a często
są nawet wskazane). Problemem jest brak znajomości podstaw
biologii. Jeśli ktoś myli takie pojęcia jak gatunek i rasa,
zapomina o licznych przypadkach nieistnienia bariery reprodukcyjnej
między gatunkami, a dodatkowo jako ewolucjonista powtarza tezy prof.
Giertycha – przestaje to być zabawne, a zaczyna być
żałosne.
Ewolucjoniści często prezentują jakieś dziwne tendencje do zamykania ust kreacjonistom bez wchodzenia w dyskusję (np. protesty przeciw nauczania kreacjonizmu w szkołach). Myślę jednak, że przede wszystkim powinni bardziej pilnować swoich, bo jak na razie to głupota wielu popularyzatorów hipotezy ewolucji, czyni jej samej więcej złego, niż wszyscy kreacjoniści razem wzięci.
Ewolucjoniści często prezentują jakieś dziwne tendencje do zamykania ust kreacjonistom bez wchodzenia w dyskusję (np. protesty przeciw nauczania kreacjonizmu w szkołach). Myślę jednak, że przede wszystkim powinni bardziej pilnować swoich, bo jak na razie to głupota wielu popularyzatorów hipotezy ewolucji, czyni jej samej więcej złego, niż wszyscy kreacjoniści razem wzięci.
0 komentarze: