Recenzja "Gangster squad" i "Drogówki" - UWAGA SPOJLERY!
Dobry i zły glina
Recenzja "Gangster squad" i "Drogówki" - UWAGA SPOJLERY!
Recenzja "Gangster squad" i "Drogówki" - UWAGA SPOJLERY!
Nie wiem czy zestawienie
filmów było świadome, ale na projekcjach kina objazdowego w
Hajnówce, obejrzałem dwa skrajnie różne, filmowe portrety
policjanta i jego pracy. Jednym z nich był skrzący się od
hollywoodzkich gwiazd „Gangster squad”, drugim zaś polskie
bagienko reprezentowane przez „Drogówkę”.
Cóż, niestety przyznać,
że dzieli te filmy przepaść. I wcale nie mam tu na myśli budżetu
jakim dysponowali twórcy, ani rozmachu obu dzieł. Przede wszystkim,
mamy do czynienia z zupełnie różnym spojrzeniem na stróżów
prawa. Amerykanie pokazują nam „ostatnich sprawiedliwych”, grupę
praworządnych gliniarzy, którzy za wszelką cenę próbują
pokrzyżować plany, pewnemu gangsterowi z Miasta Aniołów. Z
drugiej strony mamy szarość, brud, łapówkarstwo, prostytucję,
korupcję, upadek wszelkiej moralności - „A to Polska właśnie”,
chciałoby się powiedzieć. Niestety (a może na szczęście) oba
filmy mają niewiele wspólnego z rzeczywistością. I w jednym i w
drugim przypadku jest to zabieg celowy. Tyle tylko, że w
przeciwieństwie do Fleichera, Smarzowski jest w swoim przerysowaniu
konsekwentny aż do bólu. Z tego właśnie powodu „Gangster squad”
ponosi porażkę na całej linii – nie mamy pewności, czy oglądamy
historię na faktach, czy ekranizację jakiegoś komiksu, czy film
jest gangsterską komedią, czy poważnym dramatem. Niby krew leje
się strumieniami, flaki są wleczone po ziemi, trup ściele się
gęsto, ale po chwili Gosling zabija przeciwników strzelając na
ślepo a inni bohaterowie tracąc zderzak próbując wyrwać
więzienne kraty. Wszystko tonie w absurdach i komiksowości by co
jakiś czas uderzyć w poważne tony. Odnoszę wrażenie, że gdy
Fleicher przed realizacją „Gangster squadu” obejrzał np. „Sin
city” Franka Millera – mielibyśmy obraz zdecydowanie lepszy.
Dlaczego nie przerysowano bohaterów jeszcze mocniej? Czemu nie
wyrzucono tego niestrawnego dydaktyzmu i kiczowatego zakończenia?
Doprawdy, nie wiem – ale z tego powodu potencjał jaki miał film,
niknie po drodze niczym imperium tytułowego gangstera. Nie ratują
filmów nawet aktorzy, drewniany bardziej niż zwykle (a jednak się
da!) Gossling, ma tylko jeden moment przebudzenia, Brolin mimo
odpowiedniej prezencji gra na dwóch minach (wesołej i poważnej),
zaś cała reszta „dobrych” nie wyłamuje się ze swoich
papierowych ram. Całość ratuje jeszcze Sean Penn. Emma Stone
wygląda zabójczo, ale scenariusz nie dał jej zbyt dużych
możliwości.
Zupełnie
przeciwne wrażenia miałem po „Drogówce”. Ten duszny,
przyciężki, szary film zachęcił mnie do zmierzenia się z
pozostałymi dziełami Smarzowskiego. Na całe szczęście (wbrew
temu co jęczały w internecie uprawiające mentalny sado-masochizm
lemingi) film nie jest prawdziwym obrazem polskiej policji.
Smarzowski przerysowuje i to bardzo mocno. Jednostka jaką bierze na
warsztat, to zbiór wszelkich grzechów, zbrodni i plugastwa.
Wszystko po to, aby wystawić na próbę głównego bohatera (który
też do idealnych nie na leży – lecz na tle kolegów lśni niczym
diament). Wplątany w zbrodnię, której nie popełnił, uciekając
przed dawnymi kolegami i przełożonymi – przypadkowo wpada na trop
afery, w którą zamieszani są wszyscy. Od zwykłych policjantów
począwszy, na przedstawicielach władzy skończywszy. Jednak piekło
polskiej ziemi, jakie gotuje bohaterowi reżyser jest jakby to
napisał Zbigniew Herbert niczym „mokry dół zaułek morderców,
barak nazwany pałacem sprawiedliwości”.
I nikt tu pięknie nie kusi. Końcówka to popis konsekwencji i
zabawy w symbolikę. I tu niestety kryje się najważniejsza wada
filmu – Smarzowski niczym Bóg-Sędzia wymierza sprawiedliwość,
swoim bohaterom. Czyni to jednak czasem w sposób tak ewidentny i
bezkompromisowy, że na usta ciśnie się jedno pytanie – skoro
każdy z filmowych gliniarzy, skażony jest jednym z siedmiu grzechów
głównych, to czy pycha nie jest przypadkiem domeną reżysera?
Czytając opinie dotyczące poprzednim jego filmów dochodzę do
wniosku, że może tak być. Jest to niewątpliwie skaza na prawie
idealnym filmie, choć ratują ją ciekawe symboliczne zabiegi
(zwróćcie uwagę kto „przysłużył” się ukaraniu bohatera,
którego grzechem była nieczystość ;) ). Mimo wszystko „Drogówka”
jest filmem ze wszech miar udanym i wbrew zapowiedziom, nie
pozbawiającym widza nadziei (zakończenie wątku gliniarza
rasisty)*.
Postać
policjanta w filmie była już eksploatowano tak często, że
współczesnym twórcom trudno powiedzieć na ten temat coś nowego,
odkrywczego i zajmującego. Twórcy „Gangster squad” pokazują to
aż nazbyt dosadnie. Jednak talent reżysera jest w stanie uratować
nawet tak oklepany temat. Smarzowski dostaje u mnie duży plus i
kredyt zaufania.
„Gangster squad” 4/10, „Drogówka” 8/10
„Gangster squad” 4/10, „Drogówka” 8/10
*Ponoć
w ostatniej scenie „Drogówki” w tłumie ludzi widać głównego
bohatera – trudno mi uwierzyć w tak prostackie rozwiązanie, ale
gdyby zinterpretować to jako myśl, że dobra podobnie jak zła nie
da się ostatecznie zniszczyć?
**Nie polecam oglądać „Drogówki” w kinie, zarykująca się ze śmiechu przy każdej „kurwie”widownia potrafi popsuć atmosferę. Choć muszę przyznać, że tekst pijaczka do swojej towarzyszki: „Jebłem ci, to jebłem! Na chuj drążysz?” rozłożył na łopatki i mnie.
**Nie polecam oglądać „Drogówki” w kinie, zarykująca się ze śmiechu przy każdej „kurwie”widownia potrafi popsuć atmosferę. Choć muszę przyznać, że tekst pijaczka do swojej towarzyszki: „Jebłem ci, to jebłem! Na chuj drążysz?” rozłożył na łopatki i mnie.
0 komentarze: