Argument z braku potrzeby, czyli irracjonaliści u bram!

11:23 grafzero 5 Comments

Z trollingiem czy prowokacjami bywa tak, że czasem nie wychodzą. Z reguły połapie się osoba trollowana i jest po sprawie. Czasem jednak, wszystko zaczyna zmierzać w zupełnie innym kierunku. I wtedy robi się naprawdę ciekawie.
Idea Boga nie jest mi potrzebna, więc Bóg nie istnieje - to chyba najgłupszy i najbardziej kretyński argument jaki wysuwają ateiści-racjonaliści. Wziął się (chyba) od Laplace'a, który na pytanie Napoleona dotyczące "Gdzie w tym wszystkim jest Bóg?", odpowiedział "Ta hipoteza nie była mi potrzebna"). Tyle, że Laplace nie mówił o tym, że Boga nie ma, a o tym że w rozprawie o ruchach planet nie było potrzeby o Bogu pisać. Dlaczego zatem antyteiści i ateiści używają tego argumentu na udowodnienie niesinienia Boga? Wynika to albo z niezrozumienia znaczenie słów ("potrzebny" i "istnieje"), albo z pokręcenia problematyki moralności (tu w pewnym sensie jest to uzasadnione - można bowiem żyć zgodnie z moralnością chrześcijańską, nie wierząc w Boga, choć jest to pewnie bardzo trudne), bądź z czystego wyrachowania (na zasadzie - moi czytelnicy to kretyni, kupią wszystko co napiszę). Kiedyś znalazłem na kwejku komentarz ojca, który chwalił się tym, jak to nauczył synka zdania "Idea Boga nie jest mi potrzebna", które ów synek wstawiał do każdej rozmowy o zjawiskach fizycznych. Absurd tego był tak olbrzymi, że musiał wreszcie zaowocować piękną prowokacją. Wymodziłem taki oto post i wstawiłem go na dwa znane nam już fora (racjonalistia.pl i ateista.pl):


"Dzień dobry,
rzadko korzystam z forów i portali społecznościowych, dlatego z góry przepraszam gdybym napisał coś nie tak. 
Od wielu lat jestem ateistą, dziecko (syna) wychowuję również w wolności od wszelkich szkodliwych ideologii. Żona jest wprawdzie wierząca, ale nigdy nie robiła z tego tytułu problemu. Syn nigdy nie chciał chodzić do kościoła, dodatkowo w dyskusjach z rówieśnikami zasiał wątpliwości w kilku młodych umysłach. Wszystko to moim zdaniem, było zasługą odpowiednich racjonalistycznych lektur. Dziecko jak to dziecko, często pytało np. o początki świata i dlaczego nie Bóg. Używałem zawsze tak popularnego i mądrego argumentu, że idea Boga nie jest potrzebna do wyjaśnienia świata i mechanizmów. Synowi bardzo się to spodobało. I wszystko byłoby dobrze gdyby nie pewien fakt.
Janek (ma 10 lat) pojechał na jednodniową wycieczkę z klasą. Tak sie akurat stało, ze jakiś nauczyciel zachorował i wzięli na zastępstwo księdza (nie wiem jak dostał zwolnienie w parafii).
Po wycieczce Janek był jakiś markotny. Wzięliśmy go z żoną na spytki i zaczał coś mówić o księdzu. Wystraszyliśmy się bardzo, ale chłopak mówi, że on chce na religię chodzić. Zacząłem go wypytywać i udało mi się ustalić, że:
klecha musiał się zorientować, że Janek nie chodzi na religię i na pierwszym postoju podskoczył do Janka i z miejsca, a czemu to chłopcze ja cię nie znam i tak dalej. No więc Janek mu mówi, że nie wierzy. Klecha, że to brzydko i dlaczego? No więc Janek bardzo mądrze, ze idea Boga nie jest mu potrzebna. I wtedy katabas wziął jakiś kamień i pyta Janka, czy to możliwe że ten kamień przyniosła tu woda (stali nad rzeką)? Janek, ze tak to możliwe. Więc idea człowieka, który go tu zostawił nie jest potrzebna? Janek, mówi że nie. Na co czarny rzucił kamień trochę dalej i mówi "widzisz chłopcze to, że coś wydaje się nam niepotrzebne, nie musi znaczyć, że jest nieprawdziwe". I Janka zażył. Ponoć gadali jeszcze trochę, ale już o niczym konkretnym.
Dość powiedzieć, ze chłopak ciągle mi truję o tę religię. Zaczął wypożyczać z biblioteki jakieś książki o świętych. Nie wiem co robić, boję się że mi go kościół zepsuje. Myślę, że podstawą jest ten argument z kamieniem, ale nie umiem go "zbić".
Bardzo proszę o pomoc
Marek Knyja"
Zacznijmy od racjonalisty. Mało, który z tamtejszych oratorów, próbował wchodzić w polemikę z księdzem. Przyjrzyjmy się kilku co piękniejszym popisom forumowych ateuszków:

Analogia jest akurat całkiem niezła, bo ów hipotetyczny ksiądz, nigdzie nie udowadniał istnienia Boga, wykazał jedynie słabość "argumentu z braku potrzeby". Ale aby to chwycić należy nauczyć się czytać ze zrozumieniem. No i tolerancja level: antyteusz ;)
A teraz uwaga, uwaga będzie jazda bez trzymanki!

Co ma piernik do wiatraka, gdzie hipotetyczny pan Marek poskarżył się na żonę? Że co, aura katolicyzmu która bije od jego szanownej małżonki rzuca się dziecku na mózg? A może po prostu wyładowuje własne frustracje w Internatach? A nie, nie czekajcie chwilę później pada odpowiedź na moje wątpliwości:

Chów wsobny antyteistów byłby najlepszy rozwiązaniem. I dla nas i dla nich. Serio!
Następnie sięgnięto po argumenty historyczne:

Morze bełkotu. A w tym morzu tak zupełnie przypadkiem, wyłaniają się rybki racjonalizmu i to one wynajdują te wszystkie wynalazki i tworzą cywilizację. Oczywiście z niczego albo przez Wielki Wybuch Antyteizmu. Tiaaa...

"A zwłaszcza katolicyzm" - problem polega na tym, że katolicyzm jest właśnie na początku tej skali, a obrazek to kpina ze wszelkich dziwacznych pseudochrześcijańskich ruchów powstałych w XIX czy w XX wieku. Ten obrazek faktycznie wart jest więcej niż tysiąc słów.
A skoro przy dziwnych ruchach jesteśmy to popatrzmy na:

Czyli racjonalista radzi opierać się na przekładzie Biblii z języka angielskiego, a nigdy przenigdy sięgać po przekłady z języków oryginalnych? Nawet nie chce mi się tego komentować.
I na koniec dwa rodzynki:


Panu numer 1 polecam nerwosol, Panu numer 2 definicję słowa sofizmat. To chyba niezbyt ładnie, tak manipulować dzieckiem c'nie?
Natomiast bardzo dziękuję za wypowiedzi użytkownikom Głąbiński i Frank Holman - przywracacie mi wiarę w to, że ktoś piszący na racjonaliście może być normalnym i sensownym człowiekiem. Tak trzymać!
Trochę lepiej było na forum ateista.pl Tutaj dość szybko zorientowano się, że post to trolling (choć zachodzę w głowę jakie różnice znalazł użytkownik Marlow pomiędzy wpisem z racjonalisty, a wpisem z ateisty - różniły się nieco pod względem układu tekstu. Muszę też zmartwić forumowiczów piszących, że nie ma tak głupich ateistów - sam bym ich nie wymyślił gdybym tego nie widział. Polecam poczytać gównoburze pod religijnymi kwejkami!) i dyskusja przeszła na wojenkę forum wierzących z resztą użytkowników. I chociaż kasowanie postów, w których użytkownik o nicku "idiota" dowiódł bezsensu "argumentu z braku potrzeby" to raczej niezbyt fajne zagranie, to jednak muszę przyznać, że są tu ludzie racjonalni. Ale kilka kwiatków również się znajdzie:

Syndrom oblężonej twierdzy w stanie zaawansowanym.

Zawsze przy takich tekstach zastanawiam się, co zrobiliby ci wszyscy antyteiści, gdyby religia faktycznie była taką jaką ją widzą? Czy w ogóle cokolwiek by zrobili? Czy w ogóle by istnieli...
Wnioski są dość oczywiste - głupota pojawia się zarówno pośród wierzących jak i pośród niewierzących. Nadanie sobie etykiety racjonalisty nie sprawi, że nasz mózg niczym filmowej Lucy, nie zacznie funkcjonować na pełnych obrotach. Truizm? Być może, ale dość silnie wśród antyteistów zakorzeniony!

Wątki można sobie obejrzeć tu KLIK i tu KLIK










You Might Also Like

5 komentarzy:

  1. Czekaj... Ateiści mnie momentami wkurzają... I nie są mi w ogóle potrzebni do niczego... pyk! Nie istnieją?

    A tak to pragnę zauważyć, że na katolickich forach jakoś bardzo rzadko (jeśli w ogóle) widac nawoływania do zabraniania wypowiadania isę osobom o innych poglądach - a tu co mamy? Głupi klecha, niech mordę zamknie, co będzie dziecko psuł, konstytucja, dać mu po ryju itp. Co ciekawe w drugą stronę można, a nawet należy głosić brak Boga (albo jak kto woli nic) po wszelkie krańce świata... Ale to katolicy są hipokrytami.

    Dwa, najbardziej mnie zszokowało to przyczepianie się do żony katoliczki - toż to klasyczny lewacki trybalizm, nieważne kto, nieważne co umie, nieważne jaki, ważne że ma "właściwe" poglądy, wtedy możemy go zaakceptować... Tolerancja, ku*wa!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie to też mnie najbardziej uderzyło. Niby są "free mind", ale jak dochodzi do takich sytuacji, to nagle się okazuje, że ten umysł jest mocno zamknięty. Z drugiej strony jeśli każdy katolik jest dla nich takich zagrożeniem, a jednocześnie ten katolik jest tępy i pusty i ograniczony to... chyba nie dość dobrze o nich świadczy :D

      Usuń
    2. Ta mieszanina strachu i pogady jest dość ciekawa - z jednej strony czują się nieskończenie lepsi od wierzących (czemu wyraz dają rozmaici prorocy typu Dawkins, Harris, Randi itp.), z drugiej czują się na każdym kroku prześladowani i zagrożeni niczym Żydzi w 38 roku... Niby jeszcze nic sie nie dzieje, ale już podświadomie przeczuwają że będą paleni na stosach, rwani końmi i nie wiadomo co jeszcze i to przez tych tępych i zacofanych katoli.

      Szkoda że historia pokazuje co innego i to chrześcijanie jakoś niechętnie mordowali innowierców za samą wiarę (no dobra, z prostestantami różnie bywało i pewne wyjątki się zdarzały np. rzeź Jerozolimy), a ta tzw. "druga strona" gdy tylko doszłą do władzy od razu ujawniała swoje sadystyczne skłonności. Czy to podczas rewolucji we Francji, czy to w Meksyku, czy w krajach komunistycznych, czy w Hiszpanii, Portugalii, czy III Rzeszy...
      Ale to nie przeszkadza ateistom czuć sie nieskończenie bardziej moralnymi od wierzących - bo oni są dobrzy ze szczerego serca, a wierzacy tylko dlatego że oczekują nagrody... No fajnie, tyle że co jeśli człowiek zacznie sie zastanawiać po jaką cholerę w ogóle być dobrym (jeśli ewolucyjnie korzystniej jest kierować sie tylko swoja korzyścią), albo mu odpieprzy i uwierzy, że dobre jest wybicie paru milionów "gorszych" ludzi?

      Usuń
  2. "Idea Boga nie jest mi potrzebna, więc Bóg nie istnieje" to raczej od Ockhama, tego od "brzytwy". Laplace to tylko powtórzył. to jest zreszta podglebie dla powstania niby religii pastafarian. Co do związków chrześcijan z ateistami... To zdecydowanie nam NIE wolno takich zawierać. Osobiście oceniam, że ponad 50% tzw. ślubów katolickich w Polsce jest z automatu niewaznych, tyle, że ludzie o tym nie wiedzą. Natomiast pewna grupa społeczna ;) jest materialnie zainteresowana tym, aby do tych ślubów dochodziło. Cóż- jakby co to przypominam o symonii. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Akurat z tym się zupełnie nie zgadzam. Jeśli to małżonkowie sobie nawzajem udzielają sakramentu i składają taką przysięgę, to owa przysięga jest ważna, nawet jeśli przed Bogiem złoży ją jedna osoba. Rzecz jasna jest to pewne niebezpieczeństwo, ale w sumie dlaczego nie?

      Usuń